"Syn Szawła". Modlitwa za żywych [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
„Syn Szawła” to fabularny, pełnometrażowy debiut węgierskiego reżysera László Nemesa. Obraz na ubiegłorocznym festiwalu w Cannes został uhonorowany Grand Prix, a niedawno zdobył Złoty Glob w kategorii najlepszy film zagraniczny. Wszystko wskazuje na to, że podobną decyzję podejmie Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej, przyznając produkcji Oscara. Liczne nagrody i wyróżnienia są w pełni zasłużone, ale to nie jest film, o którym można napisać, że zachwyca. „Syn Szawła” przeraża, a jego autentyzm działa na widzów jak uderzenie obuchem w tył głowy. Wielkie dzieło.

Szaweł (Géza Röhrig) jest więźniem w Auschwitz-Birkenau. Wydzielono go do Sonderkommando, gdzie wraz z innymi więźniami jest zmuszany pomagać w Zagładzie – konwojuje Żydów do komór gazowych, ściąga im ubrania, a po „kąpieli” wynosi ich zwłoki i sprząta komorę. Wszystko w ekspresowym tempie, gdyż kolejny transport ludzi jest już u drzwi obozu. Każdy dzień wygląda tak samo. Można się pocieszać, że po czterech miesiącach przyjdą następcy, a samemu się straci życie z rąk Niemców. Pewnego dnia Szaweł jest świadkiem śmierci małego chłopca, którego nazywa swoim nieślubnym synem. Czy jest nim naprawdę, czy jest to jedynie projekcja wyobraźni węgierskiego Żyda, nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to, żeby za wszelką cenę urządzić chłopcu godny pogrzeb.

Już od pierwszej sceny kamera niemal przykleja się do Szawła, który przez 107 minut seansu będzie przewodnikiem po kolejnych kręgach oświęcimskiego piekła. Poprzez rozmyty po bokach obraz twórcy chcą, aby widz skupił się na głównym bohaterze, ale paradoksalnie właśnie to, co sprawia wrażenie najbardziej niewyraźnego, uderza i wybrzmiewa najmocniej. Szaweł już wszystko widział, na co dzień obcując ze złem zdążył do niego przywyknąć, więc śmierć mu spowszedniała. Widzowi wręcz przeciwnie.

Węgierski reżyser przedstawia świat, który uległ dehumanizacji. Na jednego tańczącego, uśmiechniętego i zadowolonego z życia niemieckiego oficera, przypadają setki bądź tysiące ludzi, których nie tylko pozbawiono prawa do istnienia, ale przede wszystkim odarto ich z człowieczeństwa. Stali się chodzącymi kilogramami mięsa, które należy przerobić na popiół. Po prostu, bez zbędnego zadawania pytań, bo tak.

László Nemes nie zadaje pytań o źródło zła, nie ocenia postawy więźniów będących kapo, wyłącznie obserwuje, doskonale przy tym oddając obozową rzeczywistość. Węgierski autor wrzuca widzów w sam środek piekielnego tygla; krzyk rozpaczy wybrzmiewa zarówno po węgiersku, polsku, ukraińsku, jak i w jidysz. To zadziwiające, jak szybko ludzie są w stanie dostosować się do nowych warunków – każda z osób na ekranie walczy o przetrwanie. Każdy na swój sposób. Przekupują strażników, tworzą plany ucieczki, a również – i najważniejsze – próbują udokumentować Holocaust, bo mając nad sobą gilotynę, to jedyne, co mogli zrobić dla przyszłych pokoleń. To dzięki ich staraniom wiemy, co się wówczas działo. Także dzięki nim „Syn Szawła” mógł powstać, chociaż niewątpliwie świat byłby piękniejszy, gdyby życie nie pisało takich scenariuszy.

Co warte podkreślenia, w obsadzie znaleźli się polscy aktorzy: Jerzy Walczak, Kamil Dobrowolski oraz Marcin Czarnik. Szczególnie się wyróżnia ten ostatni. Już od dawna zachodzę w głowę, czemu polscy filmowcy w większości nie mają żadnego pomysłu na aktora Teatru Starego w Krakowie. Czarnik na scenie jest perfekcyjny, zresztą ci, którzy widzieli np. „Do Damaszku” Jana Klaty, „nie-boską komedię. WSZYSTKO POWIEM BOGU!” Moniki Strzępki czy „Lalkę. Najlepsze przed nami” Wojciecha Farugi na pewno się ze mną zgodzą. Aż szkoda, że w polskich produkcjach, jeżeli już go gdzieś widzimy, to albo na drugim planie, albo w wątpliwej jakości serialach typu „Uwikłani”.

Chęć pochówku chłopca przez Szawła ma wymiar symboliczny. Za tym ruchem kryje się próba zachowania resztek godności i humanitaryzmu. To nie walka o własne przetrwanie, ale bój o przetrwanie ludzkości. I chociaż Szaweł chce zmówić nad grobem chłopca kadisz, to tak naprawdę nie będzie to modlitwa za zmarłych, tylko za żywych i za tych, którzy dopiero się urodzą. „Syn Szawła” to wybitny film, który każdy powinien zobaczyć, bo mimo że opowiada o historii, to dalej jest aktualny. Zagłada, prawdopodobnie jeszcze bardziej brutalna, wciąż trwa, a ofiar straconych przez Daesh nie zliczymy nigdy.

Ocena: 9/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Syn Szawła

Tytuł oryginalny: Saul fia

Tytuł angielski/międzynarodowy: Son of Saul

Reżyser: László Nemes

Występują: Géza Röhrig, Levente Molnár, Urs Rechn

Kraj produkcji: Węgry

Rok produkcji: 2015

Data premiery: 22 stycznia 2016

Język oryginalny: węgierski, jidysz, niemiecki, polski

Gatunek: dramat

Czas trwania: 107 min.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn