
MIEJSCE 2: "Syn królowej śniegu" (reż. Robert Wichrowski)
To film, który wygląda jak mroczny powrót najgorszego polskiego kina z lat 90. XX wieku. Nic tutaj się nie zgadza. Chociaż fabuła inspirowana jest prawdziwą historią, to całość jest zrealizowana w taki sposób, że ekranowa opowieść w żaden sposób nie trzyma w napięciu i nie jest wiarygodna. Przerysowany i zbliżający się do granic parodii film. Miał trzymać za gardło, a niezamierzenie śmieszy.
fot. materiały prasowe dystrybutora KONDRAT-MEDIA

MIEJSCE 1: "Odnajdę cię" (reż. Beata Dzianowicz)
Zdecydowanie najgorszy film, jaki widziałem na tegorocznym festiwalu Młodzi i Film i jednocześnie najgorszy polski film, jaki widziałem w tym roku. Debiutująca w fabule dokumentalistka Beata Dzianowicz chciała zaserwować widzom kryminał i thriller z prawdziwego zdarzenia, a zamiast tego nakręciła film, w którym historia nie ma większego sensu, a ekranowe wydarzenia są niezamierzenie przerysowane, momentami wręcz głupie.
Nic tutaj się ze sobą nie łączy. Widać, że Dzianowicz kompletnie nie zna rzeczywistości o której chce opowiadać i ani przez moment nie jest wiarygodna. Sprawności reżyserskiej brak, a każdy z aktorów gra jakby w innym filmie. Ewa Kaim w roli głównej przeraża sztucznością, Dariusz Chojnacki robi co może, aby uratować projekt, zresztą podobnie jak Michał Żurawski, a Piotr Stramowski chyba miał przerwę między kolejnymi planami Patryka Vegi, więc wpadł tutaj i spalił kilka papierosów przed kamerą.
Film koślawy oraz nieudolny, który w finale - zamiast trzymać w napięciu - sprawia, że człowiek zaczyna się mimowolnie śmiać.
fot. materiały prasowe dystrybutora Kino Świat