
TVN bez lukru
"Pod powierzchnią" zrywa z wizerunkiem produkcji TVN, w których bohaterowie noszą modne ciuchy, są elegancko uczesani i umalowani, mieszkają w pięknych, szklanych domach z basenami i innymi bajerami. Stylistyka lukrowanych i nierealnych historii jest już passe i dobrze, że ktoś wreszcie w TVN to zauważył. W "Pod powierzchnią" wszystko wydaje się bardziej prawdziwe i zwyczajnie bliższe zwykłym widzom. Bohaterowie są pozornie zwyczajni i przeciętni, ale każdy z nich ma swoje za uszami. Zmęczone twarze Magdaleny Boczarskiej czy Łukasza Simlata są czymś, co ja i zapewne wielu widzów będzie chciało oglądać na dużej antenie stacji TVN.
fot. TVN

fot. TVN

Klimat
"Pod powierzchnią" ma swój klimat, a emocje miejscami wręcz wylewają się z ekranu. Premierowy odcinek balansuje na granicy dramatu i tragedii. Posępny ton nie każdemu pewnie przypadnie do gustu, ale przerywniki pod postacią wyrazistej roli Janusza Chabiora pozwalają widzowie odsapnąć i choć przez chwilę się uśmiechnąć.
fot. TVN

Łukasz Simlat i Janusz Chabior rządzą
Panowie wnoszą do "Pod powierzchnią" wiele dobrego. Ten pierwszy kreuje postać charyzmatycznego nauczyciela Maćka Kostrzewy. Po niebezpiecznym zdarzeniu nad rzeką, dyrektor szkoły (Bartłomiej Topa) go zawiesza, a jego miejsce zajmuje żona dyrektora — Marta (Magdalena Boczarska). Łukasz Simlat w serialu "Pod powierzchnią" jest też ojcem Oli (w tej roli debiutująca na małym ekranie Maria Kowalska), która po latach pobytu z matką w Szwajcarii wraca do Polski i ponownie trafia pod jego opiekę. Ojcu i córce bardzo ciężko jest znaleźć wspólny język, co jest powodem niezliczonych sprzeczek między nimi.
Uwagę widza i tak kradnie brawurowy Janusz Chabior, wcielający się w ojca jednego z uczniów — pijaczka, sypiącego mądrościami dotyczącymi stosunków damsko-męskich jak z rękawa. Tak jak wspominałam nieco wcześniej, jego bohater pojawia się w premierowym odcinku zaledwie na kilka chwil, ale śmiało można go nazwać mistrzem drugiego planu.
fot. TVN