
Alejandro Gonzalez Inarritu początkowo chciał nakręcić film w całości w jednym ujęciu, a akcja miała w całości rozgrywać się na scenie. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, ale i tak cięcia ograniczył do minimum – w filmie zobaczymy ich zaledwie 16 (dlatego wielu krytyków tak zachwycało się, że są niemal niewidoczne – no cóż, skoro ich prawie nie ma…). Z tego powodu prace postprodukcyjne zajęły zaledwie dwa tygodnie.
media-press.tv

Reżyser dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć spotkał się z Mike’em Nicholsem, którego prosił o ocenę realizowania tak długich ujęć w swym filmie – nieżyjący już autor „Absolwenta” stwierdził wprost, że w komedii takie coś nie przejdzie. Jak widać mylą się nawet najwięksi…
media-press.tv

Akcja rozgrywa się na deskach teatru St. James Theatre, jednego z mniej popularnych, acz zasłużonych placówek tego typu na Broadwayu. Praca w teatrze mimo obecności ekipy filmowej szła pełną parą, a więc od 8 rano do niemal północy, filmowcy musieli więc być dyskretni, a dość często musieli zarywać noce… Część kulis i garderoby dodatkowo stanęły również w Kaufman Astoria Studios. Uważny widz pewnie zwróci uwagę na takie triki, jak zwężanie się w miarę rozwoju akcji korytarza do garderoby Riggana – ma to obrazować nastrój, stan umysłu i osaczenie głównego bohatera. Na podłodze wypatrzyć można też tam dywan identyczny z tym, który zdobił hotelowy korytarz w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka!
media-press.tv

Scena, w której bohater grany przez Michaela Keatona idzie w samej bieliźnie przez Times Square nie była w żaden sposób ustawiona czy reżyserowana – aktor naprawdę w tym stroju wkroczył w tłum. W obawie przed rozpoznaniem go i zepsuciem ujęcia (ewentualnie rozdeptaniem przez fanów) nieopodal pojawił się zespół muzyczny, który swą grą miał odciągać uwagę od Keatona. Scenę kręcono po północy, a wokół aktora na wszelki wypadek kręciło się, udając przechodniów, wielu członków ekipy.
media-press.tv