
Ewę Sałacką zapisała się w pamięci widzów dzięki takim filmom jak: "Aria dla atlety", "Sztuka kochania", "Och, Karol" oraz serialowi "Pogranicze w ogniu", w którym wcieliła się w Benitę Altenburg. Sałacka szybko została okrzyknięta seksbombą polskiego kina, ale zasługiwała na dużo więcej. Nie da się ukryć, że była obsadzana "po warunkach".
To nie była prosta, zwyczajna osoba. Ona miała pewne pretensje do czegoś lepszego, wyższego. Ale to było bardzo smaczne i cenione. To był ktoś. Ona jest przykładem niewykorzystanej osobowości. Była wyjątkowa i co ona miała grać? Miała grać w zlewozmywakowych telenowelach? Nie było dla niej ról – powiedział Jerzy Gruza w reportażu Uwagi TVN o Ewie Sałackiej.

Życiowej roli się nie doczekała, a rok 1988 był szczytowy w jej karierze. W kinach wyświetlano "Klątwę doliny węzy" i "Pięć kobiet na tle morza", a w telewizji emitowano serial "Na kłopoty... Bednarski". Aktorka niejednokrotnie wyrażała swoje niezadowolenie w wywiadach nad tym, że ciągle gra kobiety bez skrupułów - prostytutki, wyrodne matki, dziewczyny, które uwodzą i zdradzają.
Z perspektywy czasu mam poczucie, że kariera nie ma takiego znaczenia. Osiągnęłam coś, co nazywa się popularnością i to mi w zasadzie wystarcza. Od półtora roku, od narodzin dziecka, nie zagrałam niczego, ale fakt ten nie wpłynął na zmniejszenie zainteresowania moją osobą. Oczywiście chciałabym zrobić coś w swoim zawodzie, ale dziś już musiałaby to być naprawdę interesująca propozycja. Teraz nie zrezygnowałabym dla niewielkiej roli z innych planów, nawet z wakacji... - przytacza słowa aktorki Krzysztof Tomasik w książce "Demony seksu".

