Najlepsze polskie filmy 2015 roku. Zobacz, czym zaskoczyło polskie kino w ubiegłym roku! [RANKING]
10. „Anatomia zła” (reż. Jacek Bromski)
Płatny zabójca o pseudonimie „Lulek” (Stroiński) zostaje warunkowo zwolniony z więzienia. Wkrótce potem prokurator (Głowacki), który kilka lat wcześniej doprowadził do jego aresztowania, składa mu propozycję nie do odrzucenia. W zamian za duże pieniądze, wymazanie kartoteki i możliwość dyskretnego opuszczenia kraju, „Lulek” ma zlikwidować komendanta Centralnego Biura Śledczego. Zabójca angażuje do pomocy Staszka (Kowalczyk), wydalonego z armii snajpera, który został kozłem ofiarnym nieudanej misji w Afganistanie. Podając się za oficera kontrwywiadu, „Lulek” wmawia mężczyźnie, że został wybrany do zadania specjalnego i jeśli je wykona, dostanie szansę na powrót do wojska. W trakcie przygotowań do zamachu Staszek zaczyna nabierać podejrzeń co do prawdziwych intencji „Lulka”. Tymczasem zleceniodawcy naciskają na przyspieszenie akcji. Rozpoczyna się śmiertelne odliczanie.
Jacek Bromski za sprawą „Anatomii zła” udowodnił, że ciągle jest w formie, jeżeli chodzi o kino sensacyjne. Lata mijają, a twórca „Zabij mnie, glino” wciąż rozumie mechanizmy rządzące gatunkiem, przez co widzowie otrzymali naprawdę bardzo porządnie zrealizowany obraz, wyróżniający się na tle innych. Do tego „Anatomia zła” jest świetnie zagrana – Krzysztof Stroiński i Marcin Kowalczyk stworzyli magnetyzujący duet, kreując mistrzowsko-uczniowsko relację dwóch facetów upośledzonych pod względem własnej postawy moralnej.
Najnowszy film Jacka Bromskiego jest trochę jak grecka tragedia, gdzie od przeznaczenia się nie ucieknie. Wraz z pierwszym naciśnięciem spustu nie ma już odwrotu. „Anatomia zła” to obraz Polski opanowanej przez raka korupcji. Zło jest wszechobecne, tutaj nie ma pozytywnych bohaterów, wszyscy zasłużyli na kulę w łeb lub kosę pod żebro. Ratunku i nadziei nie ma. Witamy w świecie, gdzie miłość kosztuje 150 złotych za godzinę + koszty hotelu.
CZYTAJ TAKŻE:
"Anatomia zła". Miłość kosztuje 150 złotych za godzinę [RECENZJA]