
MIEJSCE 7: "Over the limit" (reż. Marta Prus)
Film Marty Prus bez większego echa przeszedł przez polskie kina, a ogromna szkoda, bo to dokument, który trzyma za gardło podczas seansu mocniej niż niejedna fabuła. Emocje wręcz wylewają się z ekranu. Wszystko jest tutaj przemyślane i precyzyjne. To rejestracja morderczych treningów, harówki oraz poświęcenia, ale przede wszystkim to też opowieść o dojrzewaniu do bycia szczerym wobec siebie. Małe wielkie kino.
fot. materiały prasowe

MIEJSCE 6: "Jak pies z kotem" (reż. Janusz Kondratiuk)
Film Janusza Kondratiuka to jedno z największych tegorocznych zaskoczeń. Film niezwykle osobisty, wręcz ekshibicjonistyczny, ale przede wszystkim będący katarhis dla reżysera. Intymna historia braterskiej relacji z Andrzejem Kondratiukiem, która - delikatnie mówiąc - była daleka od perfekcji. Właśnie w tym filmie Robert Więckiewicz zagrał w tym roku swoją najlepszą rolę, a kto wie, czy to nie jest w ogóle najlepsza kreacja w jego karierze. A na deser jeszcze lepszy Olgierd Łukaszewicz i perfekcyjna Aleksandra Konieczna.
fot. Hubert Komerski / materiały prasowe dystrybutora Akson Studio

MIEJSCE 5: "Fuga" (reż. Agnieszka Smoczyńska)
Agnieszka Smoczyńska nie bierze jeńców i nie daje się zamykać w żadnych szufladkach. "Fuga" to film kompletnie inny niż "Córki dancingu" i też daleki stylistycznie od teatralnego spektaklu "Święta Kluska", który Smoczyńska wystawiła na deskach Komuny Warszawa. Doskonałe połączenie thrillera i dramatu psychologicznego. Film, który zadaje pytania, a nie szuka odpowiedzi. Widać, że Gabriela Muskała napisała ten scenariusz z myślą o sobie, dzięki czemu zagrała najlepszą rolę w swojej karierze. Czapki z głów, bo to w gruncie rzeczy opowieść o kobiecie, która żeby odzyskać wolność, musiała stracić swoją tożsamość.
fot. materiały prasowe dystrybutora Kino Świat

MIEJSCE 4: "Zwierzęta" (reż. Greg Zgliński)
Oj, długo musieliśmy czekać na polską dystrybucję szwajcarsko-austriackiego filmu Grega Zglińskiego, ale w końcu się udało. Ja ten film po raz pierwszy widziałem w 2017 roku podczas festiwalu Nowe Horyzonty, a kilka dni temu miałem przyjemność go sobie powtórzyć. Ogromną przyjemność. To produkcja, jakiej w latach swojej świetności nie powstydziłby się Roman Polański. Fascynująca opowieść z pogranicza snu i jawy, a przy okazji bezbłędna czarna komedia. Całość doskonale zagrana, wyreżyserowana i przede zmontowana. Wielka sztuka.
fot. materiały prasowe