9 z 12
MIEJSCE 3: "Zimna wojna" (reż. Paweł Pawlikowski)...

MIEJSCE 3: "Zimna wojna" (reż. Paweł Pawlikowski)


Jestem pod wrażeniem, jak kameralnym spektaklem jest "Zimna wojna". To sztuka rozpisana na dwójkę aktorów, do których w ważnych momentach dołącza bezbłędny Borys Szyc. Joanna Kulig zagrała tutaj wielką rolę, bez wątpienia największą jaką miała okazję do tej pory zagrać, no ale nic dziwnego. Jej międzynarodowy sznyt szlifował się już od "Sponsoringu" Szumowskiej, gdzie chociaż była jedynie na drugim planie, to potrafiła skraść dla siebie ekran.


Precyzyjny jest też Tomasz Kot – cichy, miejscami wycofany i wewnętrznie buzujący od emocji. Gra spojrzeniem, mimiką, gestami, czysta perfekcja. Nie można nie wspomnieć o towarzyszu Kaczmarku w wykonaniu Szyca; to najbardziej niejednoznaczna i na pewno najbardziej tragiczna postać "Zimnej wojny". Świadomy swoich braków, zazdrosny, być może zawistny, ale z drugiej strony w żaden sposób nie można wrzucić go do szufladki z napisem "czarny charakter". Borys Szyc może być dumny z tej roli.


"Zimna wojna" to wzruszające kino. Trzymająca za gardło opowieść o ludziach z krwi i kości oraz historia wielkiego uczucia opowiedziana muzyką. Wchodzę w to. I polecam. A do tego przepiękne kadry w wykonaniu Łukasza Żala. Każde ujęcie mogłoby funkcjonować jako osobny obraz, a to chyba największy komplement dla autora zdjęć. To wszystko składa nam się na jeden z najważniejszych polskich filmów 2018 roku i na pewno najbardziej osobiste dzieło w życiu Pawła Pawlikowskiego. Cieszmy się sobą i kochajmy, dopóki śmierć nas nie rozłączy.



fot. materiały prasowe dystrybutora Kino Świat

10 z 12
MIEJSCE 2: "Wieża. Jasny dzień" (reż. Jagoda Szelc)...

MIEJSCE 2: "Wieża. Jasny dzień" (reż. Jagoda Szelc)


Już dawno w polskim kinie nie było tak niepokojącego filmu i to w dodatku zrealizowanego z taką premedytacją. Mam wrażenie, że Jagoda Szelc nie pozwoliła sobie na żaden fałszywy ruch i wszystko tutaj jest zaplanowane od początku do końca. Całość zaczyna się jak jakiś paradokument, po czym przechodzi w coś, co udaje typowy polski dramat rodzinny, aż w końcu staje się thrillerem pełną gębą, aby w finale ewoluować w horror. Co więcej, ta gatunkowa żonglerka jest wykonana z taką dokładnością, że nie sposób jej nie docenić.


"Wieża. Jasny dzień" to także film mocno skąpany w polskości, w naszym małym tu i teraz, chociaż przecież akcja oparta jest o "przyszłe wydarzenia". Szczególnie widać to w praktycznie dokumentalnych scenach ukazujących pierwszą komunię świętą, a następnie taniec z obrazem Matki Boskiej. I chociaż wówczas na sali wybucha rechot, to Szelc nie szydzi, a wyłącznie przygląda się lokalnym obrzędom, traktując je jako coś zupełnie zwyczajnego. Jest tylko obserwatorką tej historii, w pełni oddaje pole do popisu swoim bohaterom.


Na pierwszy rzut oka "Wieża. Jasny dzień" sprawia wrażenie obrazu o siostrzanej rywalizacji, gdzie Mula i Kaja (doskonałe Anna Krotoska i Małgorzata Szczerbowska) walczą o dziecko, ale tak naprawdę to jedynie pretekst, aby przedstawić film skupiający się na walce porządku z nieporządkiem oraz cywilizacji z naturą, gdzie z tą ostatnią nie da się wygrać. Wszyscy są skazani na porażkę. Warto zwrócić uwagę na postać małej Niny (Laila Hennessy), pełniącej niejako funkcję symboliczną; to w niej kumulują się wszelkie lęki, niepokoje, ale też ciekawość. Jest kuszona z dwóch stron i finalnie będzie musiała dokonać wyboru, pytanie, czy wybierze właściwą opcję. A może żadne z rozwiązań nie jest dobre?


Chciałbym w prosty sposób sklasyfikować "Wieżę. Jasny dzień", jednak jeszcze nie potrafię. Film o kryzysie wiary? Film o kryzysie rodziny? O zbliżającym się końcu świata bądź zwiastujący zwycięstwo zła nad dobrem? A może o sile natury? Wiele pytań, mało odpowiedzi – i za to cenię ten film. Jeden wielki metafizyczny trip. Nie oczekujcie, że Jagoda Szelc wyłoży wam kawę na ławę, sami wyciągnijcie z całości co chcecie. Aż chciałoby się powiedzieć: bierzcie z tego wszyscy.



fot. materiały prasowe dystrybutora Against Gravity

11 z 12
MIEJSCE 1: "Pomiędzy słowami" (reż. Urszula Antoniak)...

MIEJSCE 1: "Pomiędzy słowami" (reż. Urszula Antoniak)


"Pomiędzy słowami" to film o poszukiwaniu własnej tożsamości. O tym, że polskość, bycie Polakiem, jest w nas głęboko zakorzenione i nawet jeżeli chcemy się tego pozbyć, to nigdy w pełni nam się to nie uda. To film o obcości, o tym dziwnym stanie, w którym często znajdują się imigranci, którzy w nowym kraju czują się obco (lub inni sprawiają, że mają takie odczucia), a w ojczyźnie już nie czują się sobą. Kim tak właściwie są? Czy pochodzenie rzeczywiście jest tak bardzo ważne? Miejsce, w którym się urodziliśmy bądź wychowaliśmy w aż tak dużym stopniu nas kształtuje? Te pytania zadaje Urszula Antoniak, stawiając je nie tylko przed widzem, lecz również przed sobą.


Na sukces "Pomiędzy słowami" zapracowała także obsada. Przy recenzji "Najlepszego" wspomniałem, że to życiowa rola Jakuba Gierszała, ale patrząc na niego w filmie Antoniak, nie jestem już taki pewien tych słów. O ile u Palkowskiego Gierszał mógł szarżować, tak w tym przypadku musi być bezbłędny i powściągliwy. To mu się udaje. Jest wyborny; elegancki, wyglądający jak chodząca okładka "GQ", jest żywym wcieleniem pojęcia "nadczłowiek", lecz to wyłącznie maska, która spada w momencie pojawienia się ojca. Andrzej Chyra gra na kontrze, wygląda jak przeciwieństwo bohatera Gierszała, ale na dobrą sprawę jest przecież wariacją na jego temat. A na deser przepiękna Justyna Wasilewska, której postać reprezentuje jeszcze inne oblicze migracji.


Warto zwrócić uwagę też na Berlin, de facto trzeciego głównego bohatera "Pomiędzy słowami". Wielokulturowe miasto, gdzie teoretycznie każdy może stać się każdym, jest początkowo pokazywane w dość bezpieczny, typowy, wręcz pocztówkowy sposób. To się zmienia pod koniec filmu, gdy w dość kontrowersyjnej, lecz mocnej w swojej wymowie sekwencji, Jakub Gierszał musi zmierzyć się z własnymi demonami. Wówczas odkrywa Berlin na nowo, wchodząc tam, gdzie nigdy wcześniej nie miał odwagi wejść.


"Pomiędzy słowami" to przepiękne i niezwykle stylowe kino. Nie każdemu będzie to odpowiadać, bo miejscami Antoniak posługuje się naprawdę grubymi liniami kreśląc swoich bohaterów, ale ja widzę w tym moc tej produkcji. Zabawne, pełne ironii oraz wyrachowania kino, które zwyczajnie jest prawdziwe. Nie przegapcie "Pomiędzy słowami", a ja już czekam na kontynuację pt. "Obcy". Ale póki co wybieram się na kolejny seans tej krótkiej opowieści o Polaku, który chciał stać się über Niemcem.



fot. materiały prasowe dystrybutora Best Film

Przewijaj aby przejść do kolejnej strony galerii.

Zobacz również

Tomasz Szczepanik razem z żoną na salonach! To naprawdę rzadki widok

Tomasz Szczepanik razem z żoną na salonach! To naprawdę rzadki widok

Gdy Sila to usłyszy, wszystko się zmieni! Tak chce przechytrzyć Naciye

Gdy Sila to usłyszy, wszystko się zmieni! Tak chce przechytrzyć Naciye

Polecamy

Nie żyje córka Jerzego Bińczyckiego. Miała zaledwie 58 lat

Nie żyje córka Jerzego Bińczyckiego. Miała zaledwie 58 lat

Tomasz Szczepanik razem z żoną na salonach! To naprawdę rzadki widok

Tomasz Szczepanik razem z żoną na salonach! To naprawdę rzadki widok

Hanna Banaszak była wręcz niewiarygodnie piękna. Wypadek niemal pogrzebał jej karierę

Hanna Banaszak była wręcz niewiarygodnie piękna. Wypadek niemal pogrzebał jej karierę