
Jak Pan reagował na wszystkie spekulacje widzów w trakcie trwania programu? Te wszystkie domysły, że ten pewnie jest z tą, a ta z tym. Zresztą, chociażby pana spotkanie z Anną w Olsztynie było szeroko komentowane.
Ja to wszystko odebrałem bardzo spokojnie. Mam rodzinę w Olsztynie, tam się urodziłem, ja tam jeżdżę, bo mam tam rodzeństwo. Pojechałem w interesach, bo musiałem znaleźć dodatkowe papiery do emerytury, musiałem buszować po urzędach i głupio byłoby, gdybym Ani nie odwiedził. Gdybym pojechał do Szczecina czy bym pojechał do Romana, to też byśmy poszli na obiad. Ostatnio byłem z Romanem w Warszawie, na Starym Mieście, poszliśmy na potężną golonkę. Spotkanie z Anią było wpisane w to, że jestem w Olsztynie, głupio byłoby nie zadzwonić i nie zaprosić koleżanki na kawę. To nie było nic grubymi nićmi szyte, po prostu koleżeńskie spotkanie. Ani z Piotrkiem kibicuję, może to się wszystko jeszcze tam w jakiś sposób odwróci. Nie chcę się wypowiadać na temat ich związku, bo to jest ich sprawa, to są dorośli ludzie i sami sobie układają życie. Zobaczymy co z tego będzie. Z Monią nasza przyjaźń się bardzo mocno rozwija. Powiem nawet: bardzo, bardzo! Zobaczymy, co z tego będzie.
Monika Zajączkowska: Naprawdę? Powtórz to teraz, żeby pan redaktor mógł zapisać (śmiech).
fot. materiały prasowe TVP

"Sanatorium miłości" cieszyło się ogromną popularnością, więc z pewnością wielu fanów do Pana pisało. Ale też zapewne pojawiło się trochę hejtu. Były takie przypadki?
Ależ oczywiście! O mnie pisano, że jestem nienaturalny, że gram, że przyjechałem się bawić tymi dziewczynami. Że mam za dużo luzu. Ale za to były też takie komentarze, że bardzo pasuję do Moniki, a z kolei inni pisali, że Monika bardzo pasuje do Huberta. Ile ludzi, tyle spojrzeń. Ja jestem przyzwyczajony do hejtu, chociaż może trochę innego, bo wyzwiska z trybun są inne niż komentarze w Internecie. Na trybunach to chociaż mogę spojrzeć na gębę tego, który krzyczy do mnie, chociaż on jest w tłumie (śmiech). Ale też mnie wyzywano od chu... i najgorszych. Uodporniłem się troszeczkę na takie działanie zewnętrzne, bo grać przy stu tysiącach ludzi na stadionie, to nie jest takie proste. Hejty zawsze były i będą. Monice i pozostałym zawsze to powtarzałem, to piszą ludzie z kompleksami, ludzie, którym w życiu nic się nie udało. Boją się wyjść z domu i o siebie zawalczyć, więc krytykują ubiór, mowę, zachowanie i musimy z tym żyć, po prostu.
My nie gramy w "Sanatorium miłości". Jesteśmy naturalni. Każdy z nas może popełniać błędy, bo każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia i nawyki. Ja nie byłem tam sztuczny i nie chciałem być kimś, kim nie jestem. I zamierzałem udawać, żeby być poprawnym, żeby komuś nie podpaść, żeby fajne recenzje zbierać. Nie o to mi chodziło. Miałem to głęboko w nosie. Ja chciałem z Romanem wprowadzić pewien taki dystans i humor, dlatego nazwałem Romana "Niagarą seksu" i "dyktatorem mody" (śmiech). Ludzie byli na nas wściekli, że my jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, ale my po prostu byliśmy naturalni i to drażniło ludzi strasznie.
fot. materiały prasowe TVP

Piszą fani? Fanki?
Mam tysiąc zaproszeń do znajomych, ale nie jestem w stanie tego ogarnąć. Później nie byłbym w stanie nawet odpisać. Dlatego też raczej nie przyjmuję zaproszeń do znajomych, ale robię to z bolącym sercem, bo staram się na Facebooka przyjmować takich ludzi, o których coś wiem, którym mogę życzenia urodzinowe lub imieninowe wysłać. A tak to, być tam tylko, żeby mieć dziesięć tysięcy znajomych, to już nie dla mnie.
fot. Telus / AKPA

Jak zmieniło się Pana życie po "Sanatorium miłości 4"?
Myślę, że ktoś, kto wszedł do tego programu i miał jakieś wątpliwości, nie do końca był pewny siebie, to ten program dał mu na pewno dużego kopa i dowartościował. Dzięki niemu na wiele spraw i problemów można patrzeć odważniej. Na pewno ten program daje możliwość powiększenia wiary w siebie. Ja wiem, że popularność po programie jest ulotna, bo pojawi się kolejna edycja i zapomną o tym, kto tam był w czwartym sezonie, ale to nie o to chodzi. Mamy teraz swoje pięć minut i to jest tylko pięć minut. Możemy sobie z kimś zdjęcie zrobić, autograf rozdać, jeżeli sobie ktoś życzy i to jest fajne. I ta pewność o której mówię. Warto zgłosić się do "Sanatorium miłości".
Rozmawiał Krzysztof Połaski
fot. Telus / AKPA