Andrzej Sikorski z "Sanatorium miłości 4" ujawnił kulisy spotkania z Anią. Mocne słowa o hejcie! Jak zmieniło się jego życie po programie?
Andrzej Sikorski to jedna z największych gwiazd programu "Sanatorium miłości 4". To człowiek piłki nożnej. Swoją sportową przygodę zaczął w wieku dziesięciu lat w rodzinnym klubie Warmia Olsztyn. Potem grał w Gwardii Warszawa i Legii – gdzie jest członkiem Galerii Sław. Wystąpił też w kadrze Polski. Po trzech operacjach kolana, przeszedł na piłkarską emeryturę, ale przez jakiś czas grał jeszcze w drugoligowych zespołach w Szwecji i Niemczech. Po skończonej karierze próbował sił jako biznesmen, zrozumiał jednak, że nie ma do tego talentu i wrócił do piłki. Obecnie jest trenerem w szkółce Barcelony w Warszawie.
Uczestnik "Sanatorium miłości 4" ma 65 lat i pochodzi z wielodzietnej rodziny, ma pięcioro rodzeństwa. Ojciec pracował na budowie i rzadko bywał w domu. Mama, z pochodzenia Niemka, była zasadniczą, twardą kobietą. Cieszył się, gdy osiągał sukcesy jako junior – pomagał wtedy finansowo rodzicom, jak i rodzeństwu. Andrzej mówi, że wyniósł stamtąd rodzinność oraz empatyczne podejście do ludzi.
Kilka dni temu spotkaliśmy się z Andrzejem Sikorskim i porozmawialiśmy o kulisach "Sanatorium miłości 4". Czego nie pokazano w programie? Które relacje były najbardziej widoczne na planie? Jak reaguje na hejt? I co "Sanatorium miłości" zmieniło w jego życiu? O to wszystko serwis Telemagazyn.pl zapytał Andrzeja Sikorskiego!
ANDRZEJ SIKORSKI Z "SANATORIUM MIŁOŚCI 4" WYWIAD
Spotykamy się po emisji "Sanatorium miłości 4", jednak nagrania do programu odbyły się wiele miesięcy temu. Jak emocje po emisji, gdy mógł Pan zweryfikować swoje wspomnienia z przekazem telewizyjnym?
Andrzej Sikorski: Mówiąc pół żartem, pół serio: rany się jeszcze nie zagoiły (śmiech). Jeszcze trochę we to mnie siedzi. Mówię o emisji, bo oczywiście nagrania było dawno temu. Natomiast emisja skończyła się niedawno, więc wszystko jest świeże. Przygoda niewyobrażalna. Wydawałoby się, że to jakiś banalny program, ale to nie jest prawdą. To jest coś, co mnie spotkało - jak się to teraz ładnie mówi - w jesieni życia i nie żałuję. Wręcz przeciwnie, polecam. Zrobiłem tam wiele rzeczy, których bym pewnie w życiu nie zrobił. Grupa scementowała i dopingowała, żeby przełamywać swoje słabości i bariery. Tyle chciałbym powiedzieć na ten temat, bo reszta, którą mógłbym powiedzieć, byłaby bardzo patetyczna.
Jak ocenia Pan dobór uczestników do programu? Chyba żadna wcześniejsza edycja "Sanatorium miłości" nie składała się z tak silnych i wyrazistych, ale jednocześnie różnych osobowości. To się dobrze dopełniało na ekranie.
Żeby program był ciekawy, to nie wystarczy dobrać jednakowych ludzi. Oni muszą być różni. Muszą mieć jakieś osobowości, zainteresowania, pasje i my taką grupę tworzyliśmy. Tu był piłkarz, tu była aktorka, tu była dziewczyna, która skacze ze spadochronem, tu był Roman, który wiele lat był kelnerem w prestiżowej restauracji i miał do czynienia z całym światem Wybrzeża i tak dalej. Do tego Hubert, który świetnie gra na fortepianie i śpiewa, Andrzej, który pisał wiersze i gra w filmach oraz serialach, więc ten konglomerat ludzi powodował, że mieliśmy dla widzów rozbudową ofertę pod względem osobowości.
Każdy z nas miał inne doświadczenia, zawody, mógł o tym rozmawiać, szczególnie na "setkach", gdzie nas wypytywano o przeszłość, więc myślę, że właśnie tak się powinno dobierać ludzi. Zresztą telewizja robi to perfekcyjnie, bo jest też grupa psychologów, są castingi, gdzie my możemy w jakiś sposób się wyeksponować. Żeby się dostać do tego programu, a miejsc jest bardzo mało, trzeba naprawdę się postarać. Ja się czuję dumny, że w oczach reżyserów, twórców, jawiłem się jako osoba, która wniesie do programu coś pozytywnego. Dokładnie tak, jak pozostali.
DALSZĄ CZĘŚĆ NASZEJ ROZMOWY Z ANDRZEJEM SIKORSKIM Z "SANATORIUM MIŁOŚCI 4" ZNAJDZIECIE W GALERII!
Sprawdź program tv na stronie Telemagazyn.pl
