
"Braterstwo"
Reż. Paweł Łungin
Paweł Łungin dzięki „Taxi Blues” i „Wyspie” stał się jednym z tych reżyserów, na których filmy czeka się ze szczególną niecierpliwością. A po premierze analizuje się je na wszystkie sposoby, doszukując się w nich mniej lub bardziej ukrytych przesłań. „Braterstwo” opowiada o ostatnich miesiącach radzieckiej interwencji w Afganistanie i oparte zostało na wspomnieniach Nikołaja Kowaliowa, byłego agenta KGB odpowiedzialnego za misje specjalne, a po upadku Kraju Rad przez jakiś czas dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa, następnie – od 1998 do śmierci w kwietniu 2019 roku – wieloletniego deputowanego do Dumy Państwowej z ramienia Jedynej Rosji. Wbrew pozorom jednak Łungin nie nakręcił, jak się zapewne spodziewano, obrazu patriotyczno-propagandowego; starał się natomiast pokazać pełne spektrum ludzkich zachowań w obliczu nadchodzącej klęski. Na ekranie pojawiają się więc tchórze, zdrajcy i złodzieje w radzieckich mundurach, ale także – dla równowagi – żołnierze wierni ojczyźnie, a nade wszystko towarzyszom broni, gotowi dla nich zaryzykować życie. Jak chociażby dla młodego pilota Saszy, który dostaje się w ręce mudżahedinów i którego – w myśl hasła „swoich nie zostawiamy” – pułkownik Nikołaj Dmitrijewicz (czyli filmowy odpowiednik Kowalowa) stara się za wszelką cenę wyrwać z niewoli. Mimo pewnych analogii z „Morderczym Afganistanem” Władimira Bortko i „Dziewiątą kompanią” Fiodora Bondarczuka, dzieło Łungina znacznie się od nich różni, eksponując głównie wątki społeczny i etniczny konfliktu. Zapewne nie tego oczekiwał Nikita Michałkow, który poddał film druzgocącej krytyce. Niezasłużonej!
fot. materiały prasowe

"Byk"
Reż. Boris Akopow
Debiut Borisa Akopowa, świeżo upieczonego absolwenta WGIK-u, przenosi widzów w lata 90. ubiegłego wieku – w szalone czasy rozpadu poradzieckiego świata, pierwszej wojny czeczeńskiej i rodzącej się rosyjskiej mafii. Gdy bandyckie „ustawki” i egzekucje wykonywane w biały dzień na ulicach miast były czymś powszechnym. W czasach szkolnych Anton był sportowcem, w którym podkochiwały się dziewczyny; później zszedł jednak na złą drogę, trafił za kratki. Kryminalna przeszłość pozwala mu zdobyć autorytet wśród rówieśników równie jak on zagubionych i szukających w dorosłym już życiu drogi na skróty – w naturalny sposób zostaje więc ich przywódcą. Teraz ciąży na nim odpowiedzialność nie tylko za najbliższą rodzinę (matkę i młodsze rodzeństwo), lecz także za „grupę”. Kradną samochody i wyłudzają haracze; z czasem rosną w siłę, aż w końcu dostępują zaszczytu pracy dla wyżej postawionych mafiosów. Tyle że w tym świecie będąc przyjacielem jednych, trzeba stać się wrogiem innych… Zdawałoby się, że to jeden z wielu dramatów sensacyjnych o przestępczości zorganizowanej. Owszem! ale dzieło Akopowa to również traktat psychologiczny o przyjaźni i miłości, lojalności i zdradzie, zmarnowanych szansach i zawiedzionych nadziejach. O pokoleniu, które zapłaciło wysoką cenę za chaos wywołany przez przemiany polityczne i gospodarcze.
fot. materiały prasowe

"Kwas"
Reż. Aleksandr Gorczilin
Jeśli po seansie „Kwasu” ktokolwiek dojdzie do wniosku, że ten film mógłby wyjść spod ręki Kiryła Sieriebriennikowa – będzie miał rację. Reżyser Aleksandr Gorczilin to uczeń twórcy „Dnia w Jurjewie” i „Lata”, od lat związany, także jako aktor, z kierowanym przez niego Centrum Gogola. Podobnie zresztą jak kilku odtwórców głównych ról w tym psychologiczno-obyczajowym dramacie z życia młodych moskwian. Sasza i Pietia – posłużenie się przez scenarzystę zdrobniałymi formami imion nie jest przypadkowe – czują się artystami, marzą o karierze muzycznej, ale, jak dotąd, nic jeszcze nie osiągnęli. Czas spędzają przede wszystkim na imprezach domowych i klubowych. Jak na „młodych bogów” przystało, są przekonani, że nie obowiązują ich żadne normy moralne, że wszelkie społeczne tabu stanowione są po to, aby je przekraczać. Dopiero tragedia, jaka spotyka ich bliskiego znajomego, sprawia, że spoglądają krytycznie na swoją dotychczasową egzystencję, zdając sobie sprawę z tego, iż najlepsze lata bezpowrotnie przeciekają im przez palce. Ta konstatacja skłania obu mężczyzn do podjęcia ważkich decyzji życiowych, z powodu których ich przyjaźń zostaje wystawiona na nadzwyczaj ciężką próbę. Scenarzysta Walerij Pieczejkin (znany ze współpracy z Pawłem Łunginem) rzuca jednak bohaterom dwa koła ratunkowe – miłość i wiarę. Po które z nich zdecydują się sięgnąć? „Kwas” to kolejny w światowej kinematografii film o buntownikach bez powodu. O pokoleniu, które wszystko ma podane na tacy. Które żyje bez celu i bez autorytetów. Które nie ma przeciwko czemu ani komu się buntować. Przynajmniej na pozór.
fot. materiały prasowe

"Niedziela"
Reż. Swietłana Proskurina
Parafrazując tytuł legendarnego opowiadania Aleksandra Sołżenicyna, można by najnowszy film Swietłany Proskurinej nazwać „Jeden dzień z życia Dmitrija Tieriechowa”. Ten jeden dzień to „dzień święty”. Tyle że niedziela głównego bohatera w niczym nie przypomina rodzinnego i radosnego święta. Zresztą czy może być inaczej, skoro chwilę wcześniej otrzymuje on pocztą mailową lapidarnie złowieszczą wiadomość: „Wkrótce umrzesz”? Proskurina (autorka wielokrotnie nagradzanej „Najlepszej pory roku”) po raz kolejny umieściła akcję swojego dzieła na rosyjskiej prowincji, zapewne po to, aby minimalizując działanie szumu informacyjnego towarzyszącego życiu wielkich miast, uwypuklić – wprawdzie nie tak ostro, jak Jurij Bykow w „Durniu” – patologie na styku władzy i biznesu. Dmitrij jest lokalnym urzędnikiem, który stara się być uczciwy zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. W obu przypadkach okazuje się to dla niego nadzwyczaj trudne. Wpływają na to z jednej strony czynniki zewnętrzne, niezależne od Tieriechowa, z drugiej natomiast tkwiące w nim samym ułomności charakteru. Dostrzec można w kreacji tej postaci dalekie echa księcia Myszkina z „Idioty” Fiodora Dostojewskiego i Obłomowa, tytułowego bohatera powieści Iwana Gonczarowa. Nawarstwiające się problemy, których nie chce bądź nie potrafi rozwiązać, rodzą w Dmitriju przekonanie, że ma tylko jedno wyjście z sytuacji. „Niedziela” jest ascetycznym, ale z tego też powodu tym bardziej gorzkim portretem pokolenia współczesnych trzydziestolatków – samotnych, zdezorientowanych, moralnie pogubionych.
fot. materiały prasowe