Aleksandra Hamkało: W polskim kinie widzę powolną falę zmiany [WYWIAD]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Piotr Smoliński / Polska Press
fot. Piotr Smoliński / Polska Press
Aleksandra Hamkało to jedna z najzdolniejszych i najciekawszych polskich aktorek młodego pokolenia. W tym roku na ekranach kin można ją było oglądać zarówno w thrillerze Borysa Lankosza – na podstawie powieści Zygmunta Miłoszewskiego – pt. „Ziarno prawdy”, jak i w szalonej komedii Macieja Bochniaka pt. „Disco Polo”. Telemagazyn.pl z aktorką spotkał się na konferencji komedii „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach”, gdzie Hamkało wciela się w jedną z głównych ról. Z artystką porozmawialiśmy o nadchodzącej produkcji, kondycji młodego polskiego kina oraz polskim rapie.

Aleksandra Hamkało urodziła się w październiku 1988 roku. Popularność przyniósł jej serial „Pierwsza miłość”, w którym jednak nie zagościła na długo, nie chcąc wiązać się na stałe z serialową produkcją. W 2012 roku ukończyła wydział aktorski PWST we Wrocławiu i w tym samym roku zagrała w filmie „Big Love”. Aktorka występuje także w teledyskach – w 2009 roku zagrała w klipie zespołu Behemoth - „Ov fire and the void”, natomiast ostatnio pojawiła się w teledysku rapowej formacji PRO8L3M - „Jakby świat kończył się”. „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” w kinach pojawi się w styczniu 2016 roku.

Do tej pory nazwisko Aleksandra Hamkało nie kojarzyło mi się z komedią romantyczną. Co takiego scenariusz „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” ma w sobie, że zgodziłaś się przyjąć tę rolę?

Mnie, przede wszystkim jako widzowi, takiego filmu już od dawna brakowało w polskich kinach. Mam na myśli obraz, który nie jest stricte komedią romantyczną, a pozytywną produkcją. Poza tym bardzo lubię filmy – to mój osobisty gust – które łączą ze sobą kilka wątków. Jest wielu bohaterów, wiele historii, które gdzieś w jakimś punkcie się spotykają i wzajemnie na siebie wpływją. W polskim kinie nie ma urodzaju filmów, które byłyby przyjemne, rozrywkowe i przy tym niegłupie oraz nie zrobione jak spod jednej sztancy. Wydaje mi się, że „7 rzeczy” – chociaż obrazu jeszcze nie widziałam, bo dopiero kończymy zdjęcia – ma bardzo dużą szansę na bycie właśnie takim filmem. Produkcją na którą można pójść w sobotę do kina, dobrze się na niej bawić, ale nie czuć, że zostało się potraktowanym jak głupek.

Czyli kino łatwe, proste i przyjemne.

Właśnie nie chciałabym powiedzieć, że to jest lekki i przyjemny film. To obraz, który może być jakościową rozrywką. To chyba najodpowiedniejsze określenie.

Za reżyserię filmu odpowiada Kinga Lewińska, dla której jest to pierwsza pełnometrażowa fabuła. Jak się pracuje z debiutantką?

Kinga była bardzo zorganizowana. Z mojego punktu widzenia, w pracy reżysera bardzo ważne są cechy charakterologiczne, a Kinga takie cechy posiada. Wie, czego chce, ma spójną wizję tego, jak ma wyglądać film i chyba niczego więcej nie trzeba.

Zupełnie tak, jakby była doświadczoną reżyserką.

Dokładnie. Wokół siebie miała też ekipę profesjonalistów, na czele z Piotrem Wereśniakiem, będącym autorem scenariusza. Robienie filmu to zawsze jest praca zespołowa.

W filmie „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” wcielasz się w postać Zosi. Opowiedz o swojej bohaterce.

Zosia jest przedszkolanką. Jej chłopakiem jest Filip, w którego wciela się Paweł Domagała i oni są taką trochę roztrzepaną parą. Radosną, zakochaną w sobie, świeżą bardzo - nie są ze sobą zbyt długo. W pewnym momencie w ich życiu pojawia się coś, a raczej ktoś – nie wiem, jak dużo mogę zdradzić (śmiech) – kto nagle zmusza ich do całkowitego przewartościowania swojego życia. W skrócie – Zosia zachodzi w ciążę, a jest to ciąża z facetem, którego tak naprawdę zna od niedawna i dlatego pojawia się cała lawina wątpliwości, nagłej odpowiedzialności, rozpaczy, uniesień serca, szybkich decyzji, które raz są głupie, raz mądre. Cały szereg zdarzeń, który musi wydobyć z bohaterów to, co najważniejsze, czyli decyzję jak dalej żyć i czy żyć dalej razem czy oddzielnie.

Niedawno walczyłaś o dofinansowanie filmu „Konstruktor”. Opowiedz o tym projekcie.

To jest dwudziestominutowy film, krótki metraż, który zachwycił mnie swoim scenariuszem. Stwierdziłam, że niezależnie od wszystkiego, muszę wziąć w nim udział. Jako, że to film robiony pod auspicjami Wydziału Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego na UŚ w Katowicach i praktycznie nie posiada żadnego dofinansowania, zatem nie była to praca komercyjna - robiliśmy to z pasji i w poczuciu ogromnej swobody twórczej. Zdziwiłabym się, gdybym mogła w najbliższym czasie zagrać cyborga, a w filmie „Konstruktor” właśnie taką okazję miałam. Uznałam, że to jest tak niepowtarzalna szansa na poeksperymentowanie i takie wręcz laboratoryjne podejście do swojego warsztatu aktorskiego, że niezależnie od wszystkiego i mimo że była to „robota na wariackich papierach”, bardzo chciałam wziąć udział w tym przedsięwzięciu.

Brzmi świetnie. Chyba było warto.

Tak! Wspaniała przygoda. Zdjęcia się niedawno skończyły, pieniądze właśnie udało nam się zebrać, a potrzebujemy ich przede wszystkim na postprodukcję, gdyż mamy do czynienia z filmem Sci-Fi, których w ogóle jest niewiele w Polsce. Zresztą myślę, że postprodukcja mogłaby pochłonąć wszelkie środki, jakie by się w nią włożyło, ale jakieś minimum udało nam się osiągnąć. Całości jeszcze nie widziałam, ale wiem, że film jest już niemalże gotowy i nie mogę się doczekać premiery. Ostatnio dzwonił do mnie Piotr Dylewski, reżyser, i był bardzo podniecony efektem, więc chyba wyszło fajnie (śmiech). Dla mnie to było niepowtarzalne doświadczenie.

Właśnie, co takiego jest w młodych twórcach będących jeszcze w szkołach filmowych, że mają większą odwagę niż ci twórcy, którzy pojawiają się w pełnych metrażach?

To się na szczęście zmienia. Ostatnio miałam do czynienia z twórcą, który debiutował w pełnym metrażu i też miał bardzo dużą odwagę. Mówię tutaj o Maćku Bochniaku, reżyserze filmu „Disco Polo”. Niezależnie od tego jak został przyjęty przez krytykę, ja ten film uwielbiam. Mimo, że my jako twórcy mamy okazję film widzieć wiele razy – przed premierą, w trakcie premiery, na festiwalach – to ja oglądałam go za każdym razem z przyjemnością, bo się na nim po prostu wybitnie dobrze bawiłam. Dzięki takim produkcjom widzę w polskim kinie powolną falę zmiany, aczkolwiek niedawno na ten temat rozmawiałam z moim mężem, który jest filmoznawcą z zawodu i kino jest tematem przewijającym się przez nasz dom nie tylko ze względu na moją pracę, ale dlatego, że jest naszą wspólną pasją. Oglądaliśmy film Jerzego Skolimowskiego pt. „Ręce do góry” z 1967 roku i jest to obraz bardzo nowatorski, odważny, autorski, niepokorny, zrobiony w czasach komunizmu i właśnie zastanawialiśmy się nad tym, jak to jest – czy wolność przypadkiem nas nie ograniczyła?

Dobre pytanie. Wystarczy spojrzeć na początek wolności i lata 90. w polskim kinie, które w większości przypadków okazały się jakimś regresem, olbrzymim jakościowym spadkiem.

Dokładnie! Tak jakby nagle ta wolność zabrała wszystkie narzędzia, całą myśl autorską i indywidualność twórczą, co jest przykre. Niesamowicie chciałabym w przyszłości móc pracować z twórcami, którzy mają swoją bezkompromisową wizję, bo to jest czysta przyjemność. I właśnie do takich rzeczy zaliczam współpracę z Maćkiem Bochniakiem – on wiedział czego chce i miał precyzyjny plan na realizację tego szalonego projektu. Oczywiście, to jest kontrowersyjne, tak jak kontrowersyjny jest debiut Agnieszki Smoczyńskiej pt. „Córki Dancingu”, ale ja jestem bardzo ciekawa, jak ten film wyszedł, bo też przyglądając się z boku widzę, że jest to kino idące swoją drogą i bardzo autorskie. Ja osobiście, jako widz, uwielbiam takie kino, jestem odbiorcą tego typu eksperymentujących filmów, więc błogosławieństwem dla mnie byłaby możliwość tworzenia właśnie takich produkcji.

Ukończony jest film „Sprawiedliwy” w reżyserii Michała Szczerbica, gdzie kreujesz jedną z głównych ról. Opowiedz o tym projekcie.

Produkcję miałam już okazję widzieć na festiwalu Młodzi i Film i jest to obraz bardzo autorski, zrobiony w starym stylu i oglądając go, czułam się jakbym oglądała coś, co zostało nakręcone wiele, wiele lat wcześniej. „Sprawiedliwy” jest jakby całkowicie wyjęty z tej epoki, co łączy się ze wszystkimi tego przywarami, ale jednocześnie także z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, jakim charakteryzowały się filmy z tamtych lat. To jest specyficzny rodzaj kina, specyficzny rodzaj grania i specyficzny sposób prowadzenia historii i przedstawiania tego świata, dlatego też mam wrażenie, że trzeba się tej historii w pewien sposób oddać i zaufać jej. Wtedy dopiero mamy szansę zauważyć, a przede wszystkim poczuć, że jest to film o ogromnym, autentycznym i przejmującym ładunku emocjonalnym. Jestem pewna, że to wiąże się z tym, jak intymna i osobista historia została opowiedziana przez Michała Szczerbica, który jest także autorem scenariusza. To wszystko udało mu się przenieść na ekran, więc jestem bardzo ciekawa odbioru całości przez publiczność i tego, jakie będą opinie po premierze. Podejrzewam, że widownia będzie mocno podzielona, ale tak już jest. Jesteśmy twórcami, robimy coś, wkładamy w to całe serce, oddajemy to ludziom i czekamy na odzew, a potem musimy swoje robić dalej. Dostajemy od świata wszystkie profity, które płyną z możliwości bycia twórcą, ale musimy się też liczyć z takim ryzykiem, że często też dostajemy po dupie. Taki sobie wybraliśmy los.

Jak sobie z tym radzić?

Nic się nie da zrobić (śmiech). Jeżeli taki się wybrało los, to trzeba te plusy i minusy równoważyć, a potem wracać do domu i ugotować obiad (śmiech). Wtedy całe życie jest prostsze, bo życie w ogóle w swojej istocie jest proste.

Zagrałaś w teledysku „Jakby świat kończył się” rapowej formacji PRO8L3M, promującym „Art Brut Mixtape”. Opowiedz o kulisach tego przedsięwzięcia.

Znam się osobiście z DJ'em Steezem, czyli połową duetu PRO8L3M i znam też reżysera teledysku – Kubę Bujasa i po prostu chłopcy poprosili mnie, żebym im ciut pomogła, więc się chętnie zgodziłam. Uwielbiam PRO8L3M, w ogóle jestem fanką hip-hopu, a ten skład jest dla mnie ogromnym odkryciem ostatnich kilku lat. To był beng (śmiech)!

Zdecydowanie. Nie sposób się nie zgodzić. Ogromna dawka charyzmy, błyskotliwości i świeżości.

Dlatego jestem bardzo ciekawa, co pokażą na swojej długogrającej płycie. Wracając do teledysku – robota na wariackich papierach to mało powiedziane! To była dzika robota! Trzeba było wpaść i zrobić swoje, co nie zajęło dużo czasu, no i nie miało to szczerze mówiąc wiele wspólnego z profesjonalnym planem filmowym, ale efekt końcowy bardzo mi się podoba. Wśród znajomych i osób związanych branżą, mówimy, że jest to najdroższy i najbardziej rozbuchany teledysk hip-hopowy w Polsce, ponieważ było aż 9 dni zdjęciowych.

Aż tyle? Czemu?

Tak. Dlatego, że scenariusz cały czas ulegał jakimś zmianom. Dokładnie nie wiem jakie perturbacje zachodziły w międzyczasie podczas powstawania tego teledysku, bo ja do ekipy dołączyłam już na sam koniec, jakby dogrywając ten brakujący element. No bo umówmy się, ja jednak tam pojawiam się tylko przez kilka sekund. Ale lubię takie akcje. Lubię takie epizody- niespodzianki, ludzi, którzy gdzieś tam są rozpoznawalni medialnie, nie są anonimowi i pojawiają się dosłownie na chwilkę w jakimś miejscu, gdzie zupełnie się ich nie spodziewamy. Jeżeli ktoś bardzo uważnie śledzi to, co piszę na swoim fanpage'u na Facebooku albo czytałby dosłownie każdy wywiad ze mną, to ten ktoś na pewno wiedziałby, że bardzo lubię rap. Czasem zdarza mi się o tym wspominać, czasem zacytuję jakiegoś rapera i jego życiową mądrość, ale wiadomo, że nikt nie wie, jakie mam koligacje prywatne, ale w końcu to się połączyło.

Wcześniej dostawałaś propozycje od innych raperów, aby użyczyć swojej twarzy do teledysku?

Tak, miałam wcześniej propozycje od innych, ale nie powiem od kogo (śmiech), ponieważ tej propozycji nie przyjęłam. Mam bardzo emocjonalny stosunek do rapu. Zwyczajnie nie zagrałabym w teledysku kogoś, kogo muzyki nie lubię.

Już wiem, że jesteś zachwyconą „Art Brut Mixtape”, ale czy jakaś inna płyta Ci się w ostatnim czasie spodobała?

Ostatnio jestem fanką Zetenwupe. „Bejbo” to świetny album. Kiedy walnę se kolejną kawkę / to wtedy mam wy**ne na Warszawkę / bo nie ma takiego miasta Warszawka, bejbo / nie ma takiego miasta Warszawka, mordo - to aktualnie mój ulubiony numer (śmiech). Jeśli chodzi o rap to ostatnio na moich głośnikach króluje właśnie Zetenwupe, więc polecam!

Zdjęcia do „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” są już na ukończeniu, więc jakie masz plany filmowe bądź teatralne na przyszłość?

Mam pewne plany, ale nie mam jeszcze podpisanych wszelkich umów i kontraktów, więc nie chciałabym jeszcze o tym mówić. Ale przy następnej okazji bardzo chętnie wszystko ujawnię.

Rozmawiał Krzysztof Połaski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn