"Zieja" [RECENZJA]. Filmowa biografia wybitnego kapłana, który całe życie walczył o niepodległość Polski. Spełnione kino?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
"Zieja", nowy film w reżyserii Roberta Glińskiego, swoją premierę miał mieć w marcu, jednak stał się jedną z pierwszych filmowych ofiar pandemii COVID-19 i premiera musiała zostać przesunięta. Ze stratą dla widzów? Niekoniecznie, bo "Zieja" spokojnie mógłby zostać wyemitowany jako film telewizyjny.

"ZIEJA" - RECENZJA

Robert Gliński od kilku lat przymierzał się do realizacji filmowej biografii księdza Jana Ziei; nie ma co się dziwić, taki życiorys wymagał dogłębnej dokumentacji. W końcu ksiądz Zieja - chociaż dzisiaj jest postacią zapomnianą - tak naprawdę uczestniczył we wszystkich wydarzeniach, które miały znaczenie dla niepodległości Polski, począwszy od wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, przez II wojnę światową i Powstanie Warszawskie, aż po późniejszą działalność w antykomunistycznym podziemiu.

Robi wrażenie, prawda? Dlatego szkoda, że "Zieja" wyłącznie prześlizguje się po kolejnych etapach życia księdza, który niewątpliwie interesującą postacią był, ale z ekranu nie może się to przebić w żaden sposób. Mimo, iż czasami nie brakuje akcji, a na ekranie pojawią się sceny batalistyczne (nigdy nie zrozumiem sensu inwestowania w takie sekwencje w tanich, kameralnych produkcjach), to brakuje najważniejszego - emocji.

"Zieja", jako dzieło filmowe, jest zwyczajnie nudny, a tytułowy bohater jest najciekawszy, gdy oglądamy go za młodu i ma twarz Mateusza Więcławka. Wówczas rzeczywiście jest ciekawie, a rozterki moralne pod postacią konfrontacji V przykazania z rzeczywistością wojenną, gdzie trzeba zabijać, aby przeżyć, naprawdę potrafią uderzyć i trafić do serca. To uczucie znika, gdy Zieja ma twarz Andrzeja Seweryna, ponieważ urodzony w 1946 roku aktor zwyczajnie nie ma czego grać. Starszy Jan Zieja został napisany w sposób przewidywalny, wręcz modelowy, a najciekawsze wątki, jak chociażby konflikt z hierarchami kościelnymi, którzy nie zgadzają się na niekonwencjonalne metody księdza, są tylko naszkicowane i szybko porzucane. Szkoda, bo był w tym potencjał na prawdziwe spojrzenie na polski Kościół.

Paradoksalnie najciekawszą postacią w filmie "Zieja" nie jest główny bohater, a funkcjonariusz bezpieki, który ma za zadanie skompromitować księdza i znaleźć na niego wszelakie haki. Agent Służby Bezpieczeństwa Adam Grosicki w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego jest scenariuszowo przerysowany i budowany na wyraźnej kontrze do protagonisty, ale w pewnym momencie Zamachowski zaczyna bawić się tą rolą i jechać po bandzie. Jego bohater, niczym Mefisto, stara się udobruchać Zieję, stać się jego sprzymierzeńcem, aby finalnie go docisnąć i zniszczyć. I to jest tutaj najciekawsze, a osobiste problemy uzależnionego od wódki ubeka, który coraz częściej zaczyna pokazywać ludzką twarz a nie czerwoną mordę, potrafią zaintrygować mnie jako widza.

"Zieja" to film, który powstał z dobrych intencji, ale to za mało, aby stworzyć dobry film. Zabrakło tutaj emocji, dynamiki i lepszego pomysłu na przedstawienie tytułowej postaci, o której w roku 2020 pamiętają nieliczni. Czy ten film to zmieni? Wątpię. Przez swoją czytankowość "Zieja" mógłby sprawdzić się jako produkcja telewizyjna i uzupełnienie lekcji historii, ale jako film kinowy niekoniecznie się broni.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 28 sierpnia 2020 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie żyje Jan A.P. Kaczmarek. Zdobywca Oscara miał 71 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn