Goryl, czyli ostatnie zadanie

Polska 1989

Groteskowa historia szefa i jego ochroniarza. Szef sprawował różne funkcje w wielu resortach. Chwilowo przeżywa kryzys związany z odsunięciem na "boczny tor". Ale wciąż czeka na korzystną zmianę.

Reżyseria:Janusz Zaorski

Czas trwania:50 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Komedia

Goryl, czyli ostatnie zadanie w telewizji

  • Andrzej Mularczyk

    Scenariusz

  • Janusz Zaorski

    Reżyseria

  • Ryszard Krzysztofowicz

    Montaż

  • Marek Szydłowski

    Montaż

  • Jacek Zygadło

    Zdjęcia

  • Przemysław Gintrowski

    Muzyka

Opis programu

Janusz Zaorski debiutował w okresie tzw. trzeciego kina. Tym wspólnym mianem krytycy próbowali połączyć reżyserów, których pierwsze samodzielne filmy powstały na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Zaorski był w tej grupie najmłodszy. Szybko jednak ujawnił swój niepospolity talent i swobodę poruszania się w różnych tematach i gatunkach, od groteski przez moralitet, kameralny dramat psychologiczny po klasyczne kino akcji. Z sukcesem przenosił na ekran dzieła pisarzy tak różnych jak Edward Redliński ("Awans", "Szczęśliwego Nowego Jorku"), Stanisław Grochowiak ("Partita na instrument drewniany"), Stanisław Dygat ("Jezioro Bodeńskie"), Kazimierz Brandys ("Matka Królów"), czy Maria Nurowska ("Panny i wdowy"). Jest laureatem licznych nagród, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Są wśród nich tak prestiżowe jak Srebrny i Złoty Lampart oraz Srebrny Niedźwiedź i gdyńskie Złote Lwy. "Goryl, czyli ostatnie zadanie" to mało znany, telewizyjny film Zaorskiego. Reżyser zawarł w nim część swych przemyśleń i obserwacji dotyczących przełomu polityczno-społecznego, który dokonał się w Polsce w 1989 roku. Tytułowy "Goryl" to niejaki Boleś, od lat pracujący jako osobista ochrona lokalnego kacyka zwanego w filmie Szefem. Pewnego dnia Boleś otrzymuje telefon, wzywający go do natychmiastowego przyjazdu wraz z Szefem do stolicy. Miejscowy prominent, który ostatnio nie cieszył się sympatią "centrali" z radością wita wieść o wezwaniu. Traktuje je jako nobilitację i swoiste ukoronowanie kariery. Tuż przed wyjazdem obwieszcza Bolesiowi, że w Warszawie nie będzie go już potrzebował.