Śmierć pana Lazarescu

Wyróżniony w Cannes i obsypany nagrodami na międzynarodowych festiwalach przykład bezkompromisowego realizmu z Bukaresztu. "Śmierć pana Lazarescu" to jeden z filmów zapowiadających nową falę fascynującego kina z Rumunii. Dante Remus Lazarescu (Ion Fiscuteanu) to mężczyzna po sześćdziesiątce. Mieszka w zaniedbanym mieszkaniu w jednym z bukareszteńskich bloków. Pan Lazarescu ma siostrę w innym mieście i córkę w Kanadzie, żyje samotnie, czasami zdarza mu się nadużywać alkoholu. Pewnego dnia starszy pan zaczyna czuć się źle. Boli go głowa i żołądek, wkrótce dolegliwości stają się na tyle silne, że mężczyzna dzwoni po pogotowie. Ambulans zjawia się dopiero po interwencji sąsiadów. Rozpoczyna się nocna odyseja pana Lazarescu po bukareszteńskich szpitalach. Stan chorego szybko się pogarsza i nie ulega wątpliwości, że konieczna jest natychmiastowa interwencja medyczna. Lekarze nie chcą jednak przyjąć brudnego, brzydko pachnącego mężczyzny, który jest półprzytomny, nie umie wypełnić podsuwanych mu długich formularzy i nieskładnie odpowiada na pytania. Karetka krąży więc bez skutku od szpitala do szpitala. W tym czasie pan Lazarescu powoli umiera. Ten fakt nie obchodzi zbytnio nikogo, może z wyjątkiem Mioary Avram (Luminta Gheorghiu), lekarki z ambulansu, która nie potrafi pozostawić swojego pacjenta.