Stadion, czyli jarmark Europa

Polska 1998

Andrzej Sapija wybrał się na stadion X-lecia z ekipą filmową w sierpniu 1997. Pokazał jeden dzień z życia tego największego bazaru w Europie.

Reżyseria:Andrzej Sapija

Czas trwania:56 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Stadion, czyli jarmark Europa w telewizji

  • Andrzej Sapija

    Reżyseria

  • Andrzej Sapija

    Autor

Opis programu

Ten stadion zbudowano w błyskawicznym tempie. Za budulec posłużyły gruzy zwiezione z odbudowywanej Warszawy. Otrzymał nazwę X - lecia PRL. Był świadkiem wydarzeń sportowych i świątecznych zgromadzeń. Z czasem zaczął podupadać. Omijali go sportowcy i dygnitarze. Msza celebrowana przez Jana Pawła II była ostatnim wielkim wydarzeniem, które zakończyło okres świetności jednej z najbardziej charakterystycznych budowli Warszawy. W 1989 roku jego ostateczny upadek stał się faktem. Właściciel, Centralny Ośrodek Sportu, ogłosił przetarg na zagospodarowanie stadionu. Przekształcono go w targowisko. Andrzej Sapija wybrał się tam z ekipą w sierpniu 1997 roku. Pokazał jeden dzień z życia tego największego bazaru w Europie. Jarmak od początku budził kontrowersje, choć wówczas handlowano tylko w soboty i niedziele. Tłumy jadące na Pragę, korki, bałagan i śmieci przeszkadzały nie tylko mieszkańcom najbliższej okolicy. Jarmak jednak trwał, rozwijał się, obrastał w stragany. Rosła też jego sława. Nad Wisłę w nadziei godziwego zarobku zaczęli ściągać Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, Wietnamczycy, Ormianie. Zjeżdżali długimi szeregami samochodów, a zwłaszcza autokarami, wypchanymi po brzegi charakterystycznymi torbami w paski. Przybyli jednak także złodzieje i bandyci z całej Warszawy i pobliskich miejscowości. Sapija patrzy na stadionowy bazar przez pryzmat spotkanych tam ludzi. Sam z kolei patrzy na nich z sympatią. Bo jego bohaterowie przyszli na Stadion X - lecia po swoją szansę i ją tam znaleźli. Harują ciężko, lecz i nie wyobrażają sobie, by mogli robić coś innego. Dzień na bazarze zaczyna się około północy. Przyjeżdżają "wózkarze", czyli ci, którzy krążą po stadionie, oferując sprzedającym i kupującym napoje, kanapki, słodycze. Wózek waży 60 kg, jednak kobieta, dzierżawiąca go od właściciela, nie skarży się - nie jest bezrobotna. Potem zjedżają ciężarówki i autobusy ze wschodnimi rejestracjami. Ich pasażerowie pędzą między stragany. Nim przyjadą pierwsi klienci z miasta, większość interesów będzie zakończona. Niemłoda już Rosjanka zaczynała karierę handlowca, sprzedając książki z własnej biblioteki, a dziś ma grono stałych odbiorców - Rosjan, ale i Polaków, którzy wolą czytać w oryginale. Dla jednego z nich szuka zbioru poezji Puszkina. Irina chciała zarobić na mieszkanie, zainwestowała oszczędności w "piramidę" i straciła wszystko. Trzy lata temu przyjechała na Stadion po raz pierwszy, za pożyczone pieniądze i z pożyczonymi drobiazgami. Dość szybko spłaciła długi. Pewna starsza Polka stoi nad rozłożonymi na gazetach ikonami. Wie, że nie są wiele warte, ale polubiła to zajęcie. Wyspecjalizowała się nawet w oczyszczaniu świętych obrazów. Wietnamczycy pracują po 16 godzin na dobę. Są przedmiotem nienawiści i zawiści. Trzymają się razem, są świetnie zorganizowani, uczą się polskiego, mają tani towar, i do tego zadowalają się 1 - 2 - procentowym zyskiem, podczas gdy Polacy nie wyobrażają sobie, by mogli brać marżę niższą niż 10 procent. Z kolei Ormianie zajęli górną koronę Stadionu. Także trzymają się razem. Próbują się zakotwiczyć w Polsce. Nie myślą o wyjeździe na Zachód.