"El Camino: Film Breaking Bad" [RECENZJA]. Tylko dla fanów "Breaking Bad", czyli zmarnowany potencjał na coś naprawdę grubego

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
"El Camino: Film Breaking Bad" to produkcja, na jaką fani serialu "Breaking Bad" czekali aż sześć lat. Przez ten czas sami snuli domysły, jak dalej potoczyły się losy Jessego Pinkmana. "El Camino" na cześć pytań udzieli odpowiedzi, ale czy mamy do czynienia z pełnoprawnym filmem czy jedynie popłuczynami po kultowym już serialu? Sprawdziliśmy!

"EL CAMINO: FILM BREAKING BAD" - RECENZJA

Zacznę od małej spowiedzi, a mianowicie popełniłem duży grzech - nie oglądałem serialu "Breaking Bad". Uuu, już słyszę w głowie wasz jęk zawodu i słowa, ze jak ktoś, kto nie zna pierwowzoru, może oceniać kontynuację. Otóż może, bo film musi bronić się jako dzieło autonomiczne, docierając do widowni, która na serial nigdy nie miała czasu, chęci bądź czegokolwiek innego. Swoją podstawową znajomość tematu, wymuszoną po części tym, jak "Breaking Bad" scalił się z popkulturą, uważam wręcz za zaletę, bo nie mam żadnego emocjonalnego związku z ekranowymi bohaterami.

Akcja "El Camino" rozpoczyna się praktycznie w momencie zakończenia serialu, więc widzowie "Breaking Bad" powinni być usatysfakcjonowani, bo mogą poznać bezpośrednie losy Pinkmana (Aaron Paul) i to, co się z nim stało. Jak ewoluował? Jakie piętno wywarły na nim minione wydarzenia? Będzie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości?

Tutaj zaczyna się problem, bo szybko okazuje się, ze "El Camino" fabularnie ma bardzo niewiele do zaoferowania. Właściwie to epilog, który trafi wyłącznie do fanów serialu, bo wszyscy pozostali zwyczajnie zostaną uśpieni ślamazarnością akcji. Generalnie scenariusz można streścić w jednym zdaniu - Jesse Pinkman ucieka. Przed przeszłością, wrogami, policją, ale przede wszystkim przed samym sobą. Tyle.

Tego właśnie nie kupuję, bo patrzenie na smutną, obowiązkowo wyposażoną w minę zbitego psa, twarz Aarona Paula szybko nudzi. Może teraz mocno się narażę, ale kompletnie nie dostrzegam w tym bohaterze żadnej charyzmy. Tę dostajemy dopiero, gdy na ekranie pojawia się Jesse Plemons. Sceny retrospekcji, gdzie Todd ma okazję pokazać się w pełni, to małe majstersztyki, przy których Pinkman może tylko zapłakać. Sekwencja dywanowa zdecydowanie wygrywa.

Głównym problemem "El Camino" jest słaby scenariusz, który może i jako dodatkowe odcinki serialu by się sprawdził, jednak jako niezależny twór bardzo słabo się broni. Dopiero w końcówce filmu w bohaterów oraz ekranową akcję zostaje tchnięte jakieś życie, ale to za mało, aby seans uznać za w pełni udany.

"El Camino" ma swoje małe momenty, gdy twórcy starają się pokazać, że mają coś do powiedzenia, ale niestety w większości widać, ze jest to produkcja przeznaczona tylko dla fanów "Breaking Bad". Oni zapewne będą bawić się doskonale, widząc na ekranie swoich dawnych znajomych, tyle, ze "El Camino" nie oferuje nic ponad to. Szkoda, bo zmarnowano potencjał na coś naprawdę grubego.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 11 października 2019 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn