
„Karnawał warszawski” - recenzja
Warto obejrzeć spektakl? Sprawdźcie!

„Karnawał warszawski” - recenzja
„Karnawał warszawski” to wodewil, który przenosi nas do świata, którego teoretycznie już nie ma, ale tak naprawdę problemy i rozterki bohaterów wydają się bardziej współczesne, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.

„Karnawał warszawski” - recenzja
W Pipidówce Wielkiej swoje spokojne życie wiedzie sobie rodzina klasy niższej-średniej, na którą składają się mąż, żona, pięć córek na wydaniu (!) i... kucharka. Czy są szczęśliwi? Nie. To znaczy ojciec nawet jest zadowolony ze swojego żywota; tutaj sobie popije wódeczkę, tutaj skoczy na polowanie, nikt mu nie przeszkadza, no żyć, nie umierać! Szkoda tylko, że kobieca reprezentacja rodziny pragnie jednego - wyrwać się z Pipidówki i zacząć żyć pełną piersią w Warszawie, mieście zabawy, możliwości i bogactwa. No i może tam ktoś zwróciłby uwagę na niewiasty, którym póki co w większości grozi staropanieństwo... No cóż, Warszawa stygnie! Trzeba się pakować!

„Karnawał warszawski” - recenzja
Akcja „Karnawału warszawskiego” osadzona jest na początku XX wieku, ale to, co widzimy i słyszymy ze sceny wydaje się być bardzo znajome. Czy dzisiaj Warszawa wciąż nie jawi się jako to miejsce, w którym (teoretycznie) łatwiej jest osiągnąć sukces? No właśnie. Lata lecą, a niektóre rzeczy pozostają niezmienne. Poza tym widowisko Sławomira Narlocha to przede wszystkim opowieść o strachu przed samotnością, potrzebie miłości i uczuciu, które uderza niespodziewanie.