HBO sporo zaryzykowało wskrzeszając "Watahę". Oczywiście, fani 1. sezonu bardzo czekali na kontynuację, ale sama produkcja była wówczas różnie oceniana i w takich wypadkach czasem po prostu bardziej opłaca się zająć realizacją nowego tytułu. Na szczęście tak się nie stało, a my – widzowie – otrzymaliśmy prawdopodobnie jeden z najlepszych polskich seriali ostatnich lat.
"Wataha 2" wygrywa już swoim scenariuszem. Widać, że poświęcono mu odpowiedni czas, dzięki czemu skrypt jest atrakcyjny i trzymający w napięciu. Zaletą serialu jest jego aktualność; rasizm oraz ksenofobia to problemy, których dłużej nie możemy zamiatać pod dywan i udawać, że ich nie ma. Oczywiście, możecie powiedzieć, że aż tak ekstremalne wydarzenia, jakie mają miejsce w "Watasze" w Polsce się nie wydarzyły, ALE jedną z funkcji sztuki jest ostrzeganie. Gdy w 2013 roku Krzysztof Warlikowski zrobił spektakl "Kabaret warszawski", opowiadający o coraz bardziej brunatnej Europie, to niektórzy pukali się w głowę. A tymczasem niestety okazał się prorokiem. Miejmy nadzieję, że to się nie powtórzy w przypadku "Watahy".

Wracając do scenariusza, to nie sposób nie pochwalić tego, jak napisani są bohaterowie "Watahy". Prokurator Iga Dobosz z 1. i 2. sezonu to jakby dwie kompletnie inne osoby. Aleksandra Popławska zalicza tutaj swoją popisową rolę, jej postać jest charyzmatyczna, charakterna i jest JAKAŚ. Zresztą podobnie dzieje się w przypadku Wiktora Rebrowa, granego przez Leszka Lichotę. Swoje pięć minut w końcu ma też Andrzej Zieliński. Do tego świetnie jest skonstruowany drugi plan; Piotr Żurawski czy Jacek Beler to perełki, ale ciekawie rozwija się też policjantka grana przez Weronikę Humaj.
Twórcy potrafią dawkować napięcie, często wyprowadzają widza na manowce i starają się mylić tropy, ale finalnie całkiem zgrabnie łączą wątki z 1. sezonu z tymi nowymi. Strzałem w dziesiątkę był powrót Grzywy Grzywaczewskiego i chociaż Bartłomiej Topa niezbyt często pojawia się na ekranie, to zawsze zalicza mocno zaznacza swoją obecność. Zwróćcie też uwagę na to jak twórcy pytają o moralność; czy w imię wyższego dobra można zejść na złą drogę i czasem przymknąć oczy, gdyż przedwczesna reakcja popsułaby cały plan?
No i te detale. Mamy tutaj skomplikowane stosunki polsko-ukraińskie, gdzie współpraca służb Polski i Ukrainy idzie jak po grudzie. Zwróćcie też uwagę na sposób przedstawienia uchodźców; nie jest do końca kolorowo. Mamy tutaj uchodźców, którzy są agresywni, atakują i próbują wykorzystać innych. Wydaje mi się, że jest to bliskie prawdzie.
Chwalę i chwalę, ale nie wszystko było idealne. Żałuję, że nie do końca wykorzystano potencjał Grzegorza Damięckiego. Z tą postacią można byłoby zrobić dużo, dużo więcej, a tak trochę sprawia wrażenie bohatera skleconego na szybko. Podobne zarzuty można kierować w stronę większości postaci strażników granicznych, no ale tutaj scenariusz zwyczajnie nie dawał im zbyt wielkiego pola do popisu.
Brawo HBO, brawo Kasia Adamik i Jan P. Matuszewski. Udała Wam się ta druga "Wataha". Niech serial święci triumfy na świecie, bo nie mamy czego się wstydzić. Przybijam znaczek jakości "DOBRE, BO POLSKIE" i czekam na trzeci sezon, bo furtka jest szeroko otwarta, a niektórych tematów jeszcze nie wyjaśniono. Ale nie śpieszcie się, bo na dobre rzeczy warto czekać.
Krzysztof Połaski
