"Cobra Kai" - kontynuacja filmów z serii "Karate Kid"
Obecnie "Cobra Kai" jest uważany za jedną z najpopularniejszych produkcji Netflixa ostatnich lat. Serial jest kontynuacją kultowych filmów z serii "Karate Kid", które święciły triumfy popularności w latach 80. ubiegłego wieku. Produkcja Netflixa szybko zaskarbiła sobie sympatię widzów na całym świecie. Jednym z tego powodów jest fakt, że można w nim zobaczyć tych samych bohaterów (i tych samych aktorów), których można było oglądać w filmach o "Karate Kidzie" niespełna 40 lat temu. Pierwsze 4. sezony "Cobra Kai" zostały niezwykle ciepło przyjęte zarówno przez widzów, jak i krytyków. Jak na ich tle wypadła najnowsza 5. odsłona serialu?
"Cobra Kai" - RECENZJA
W piątek 9 września na Netflixie miała miejsce premiera 5. sezonu "Cobra Kai". Produkcji, która w dużej mierze bazowała na sentymencie do amerykańskich lat 80., a popkulturowych nawiązań było tam aż nadto - co osobiście uważam za jedną z głównych zalet tej produkcji. W kolejnej odsłonie serialu widzowie po raz kolejny mieli okazję przeżyć sentymentalną podróż do czasów, w których po raz pierwszy mieli okazję zetknąć się z historią "Karate Kida", a także z innymi kultowymi amerykańskimi produkcjami tamtego okresu. Fani "Rockiego" z pewnością wiedzą o czym mowa.
Piąty sezon "Cobra Kai" w sporej mierze jest utrzymany w tej samej konwencji, co poprzednie 4 odsłony serialu. Mamy walkę o dominację w karate, są miłosne i obyczajowe perypetie głównych bohaterów, a także standardowo liczne nawiązania do poprzednich "Karate Kidów" (zwłaszcza do 3. części). Twórców wypada jednak pochwalić za to, że choć po raz kolejny fabuła skupia się wokół walki o dominację dojos, to tym razem wychodzi ona poza Dolinę i być może rozprzestrzeni się na cały świat. Przez to można uznać 5. sezon "Cobra Kai" w pewnym sensie za przełomowy.
Na pochwałę zasługuje również gra głównych bohaterów (choć nie są oni przecież wielkimi tuzami aktorstwa). Ralph Macchio z powodzeniem zagrał zdesperowanego i niezdecydowanego Daniela LaRusso, spędzającego każdą wolną chwilę na rozmyślaniu, jak pokonać nowego głównego antagonistę Silvera. Z kolei w roli tego czarnego charakteru świetnie się spisał Thomas Ian Griffith, pokazując, że porównanie do bondowskiego czarnego charakteru, jakie pojawiło się w trakcie 5. sezonu nie było przesadzone i bynajmniej karykaturalne.
Widzów czekała kolejna miła niespodzianka, gdyż do serialu "powrócił" świetnie znany fanom "Karate Kida" Sean Kanan, który w 3. części filmu wcielał się w antagonistę Mike'a Barnesa. Niestety tutaj twórcom nie udało się w pełni wykorzystać potencjału jego postaci i Kanan padł ofiarą jednej z głównych wad całej sagi "Cobra Kai". Choć produkcja posiada wiele znaczących postaci, nie zawsze jest w stanie poświęcić im odpowiednią ilość czasu i uwagi, na jaką zasługują.
Zostając w temacie wad "Kobry", warto wspomnieć tym, że produkcja w końcu postanowiła zrobić coś z jednym z najczęściej stawianych jej zarzutów - przewidywalnością. W porównaniu do poprzednich sezonów "Cobra Kai", w piątym w końcu pojawiła się jakaś istotna zmiana pod tym względem. W przypadku niektórych bohaterów, w ich wątkach pojawiła się wreszcie jakaś świeżość - jak chociażby w przypadku Johnny'ego, który niebawem przywita na świecie swoje kolejne dziecko, czy Chozena, który odsłonił swoje uczucia względem Kumiko. 5. sezon "Kobry" dostarczył również widzom jeden z największych "plot twistów" w historii serialu. Mowa tutaj o jednej z ostatnich scen sezonu, związanej ze "śmiercią" Kreese'a.
Warto obejrzeć 5. sezon "Cobra Kai"?
Z pewnością! Choć serial nadal ma swoje grzeszki, to w piątym sezonie produkcja pomału zaczęła coś z nimi robić. Co prawda niektórzy nadal mogą narzekać na momentami zbyt przewidywalną fabułę, czy znikającą na 3/4 sezonu postać Barnesa. Mimo to, kolejna odsłona serialu przyniosła potrzebny mu powiew świeżości i nadal dostarcza fanom "Kobry" kawał dobrej, niezbyt górnolotnej rozrywki.
Ocena: 7,5/10
Karol Gawryś
[email protected]
