Dzisiaj pogrzeb Barbary Krafftówny, aktorki przez wiele lat związanej z Wrocławiem [SYLWETKA AKTORKI]

Robert Migdał
Fot. Tomasz Hołod / Polska Press
Barbara Krafftówna. Genialna aktorka, która spełniała się i w filmie, i w telewizji, i w kabarecie. Przez kilka lat związana była z Wrocławiem - tu grała w teatrze, kręciła filmy w Wytwórni Filmów Fabularnych, a odpoczywała - mieszkając na Zalesiu. Dzisiaj (4 lutego) zostanie pochowana w Warszawie - o godz. 12.00 odbędzie się msza żałobna w Kościele Środowisk Twórczych, a po niej urna z prochami aktorki zostanie złożona do grobu w Alei Zasłużonych na Wojskowych Powązkach.

Zobacz transmisję z uroczystości pogrzebowych Barbary Krafftówny:

Kim była Barbara Krafftówna? Przeczytaj jej sylwetkę:

"Z wielkim żalem i smutkiem żegnamy Barbarę Krafftównę, która pozostając do ostatnich chwil wśród swoich przyjaciół w Domu Artystów w Skolimowie, odeszła dziś w nocy..." - napisał w pożegnaniu Związek Artystów Scen Polskich. - "Barbara Krafftówna narodziła się jako aktorka w Krakowie (...) Kolejny artystyczny przystanek, Wrocław, zaowocował postaciami: Klary we fredrowskich „Ślubach panieńskich”, Elizy w molierowskim „Skąpcu”, czy Maszy w „Magazynie mód” Kryłowa, stworzonymi na deskach Teatrów Dramatycznych. W 1953 roku na stałe zakotwiczyła w Warszawie (...) Choć to teatr był chyba najważniejszy w życiu aktorki, nie można pominąć wielu ról zagranych w filmach: „Upał” i „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza, „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Złoto” i „Szyfry” Hasa, serial „Czterej pancerni i pies” Konrada Nałęckiego, „Przygody pana Michała” Pawła Komorowskiego (...), ale przede wszystkim tej nagrodzonej przez jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w San Sebastian - dramatycznej postaci Felicji w przejmującym obrazie „Jak być kochaną” Wojciecha Hasa. Popularność przyniósł aktorce nie tylko teatr, czy film, ale też radio, estrada i telewizja a w niej dziesiątki spektakli Teatru Telewizji oraz cykliczny, niezapomniany Kabaret Starszych Panów i całe mnóstwo znakomitych piosenek, którymi bawiła, straszyła, rozśmieszała. Jak często się nimi posługujemy opisując codzienność: „a poza tym nic na działkach się nie dzieje”, „w czasie deszczu dzieci się nudzą”, „przeklnę cię” i wiele innych" - pisał o niej ZASP.

W dniu jej śmierci wspominali ją znajomi, przyjaciele, ludzie filmu.

Stanisław Dzierniejko, szef dwóch ważnych, wrocławskich festiwali: Aktorstwa Filmowego i Reżyserii Filmowej, napisał: "Zmarła Basia Krafftówna, znakomita aktorka, niezwykle urocza, sympatyczna i życzliwa osoba. W roku 2019, podczas uroczystej gali otwarcia Festiwalu Aktorstwa Filmowego, miałem ogromną przyjemność wręczyć Pani Basi, Platynowego Szczeniaka, nagrodę za wybitne osiągnięcia w aktorstwie filmowym. Pozostały filmy i miłe wspomnienia".

Kultura i rozrywka

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Małgorzata Zajączkowska, aktorka: "Barbara Krafftówna. Wspaniała Aktorka. Jej niepowtarzalny styl, obecność, poczucie humoru i otwartość i skromność są nie do podrobienia. Jedyna taka. Śpij spokojnie Basiu. Jestem szczęśliwa, że mogłam z Tobą pracować, rozmawiać i podziwiać Cię."

W rodzinnym domu pitolenia nie było...

Barbara Krafftówna nie pochodziła z "aktorskiego" domu: tata był architektem, mama miała wykształcenie administracyjno-handlowe.

- Matka „umuzykalniona” była. Bardzo. Grała na fortepianie, na skrzypcach i przepięknie śpiewała. Miała solidne, muzyczne wykształcenie. To jest kolosalny zastrzyk i dawka kultury, jeśli w rodzinie, gdzie jest młodzież, gdzie są dzieci, dom rozbrzmiewa muzyką. Że ta muzyka jest na co dzień i od święta. Że słyszy się dźwięki, że słyszy się śpiew. Tylko nie może to być takie amatorskie „pitolenie” typu „wlazł kotek na płotek”. U mnie, w rodzinnym domu, takiego pitolenia nie było - matka była po klasie skrzypiec w konserwatorium - opowiadała w jednym z wywiadów.

To dorastanie w domu przepełnionym muzyką spowodowało, że została aktorką. - Ja miałam w sobie wrodzone cechy aktorstwa, czyli bardzo kochałam wszystkie zabawy w przebieranie, udawanie. Nie znałam zabaw dziecięcych, które były bezmyślne. Ja, jako dziecko, nie wiedziałam, co to jest nuda, siedzenie w jednym miejscu. Mnie cały czas nosiło, cały czas byłam w ruchu, cały czas byłam w akcji. A że miałam wyobraźnię bardzo dużą, to cały czas coś się wokół mnie działo, coś robiłam, coś tworzyłam... A na dodatek ta moja wyobraźnia była podsycana literaturą, której w domu było dużo, bajkami, opowiadaniami, rozmowami. No i dorastałam w epoce epokowej - miałam przegląd jeśli chodzi o ludzi, którzy byli ciekawi, interesujący nawet dla dziecka. Patrzyłam na osoby dookoła, jak na żywy teatr; bo na przykład wszędzie, na każdym kroku, były stosowane maniery. Tak było w domach i na ulicy: ludzie byli ułożeni, dystyngowani, teatralni w ruchach, gestach. To było szalenie ciekawe. Mało tego, jak jakiś chłopak robił na ulicy wygibasy, tańce, to się o nim mówiło „ulicznik”. Bo wszędzie była na tyle silna dyscyplina, że przyzwoicie wychowany, młody człowiek, krępował się pajacować na bruku, wygłupiać - mówiła o swoim aktorstwie.

Jej aktorskie życie to nie tylko Warszawa, ale i Wrocław. Wrocławski teatr, Wrocławska Wytwórnia Filmów Fabularnych. Spędziła we Wrocławiu kilka lat (w 2019 roku otrzymała Medal Merito de Wratislavia - Zasłużony dla Wrocławia).

- Ten Wrocław, który pamiętam sprzed lat, był kompletnie inny niż ten, co jest teraz. (...) Mieszkałam na Zalesiu we Wrocławiu, niedaleko pętli tramwajowej. Ładna okolica. Lubiłam jeździć tramwajami po Wrocławiu - gdy tylko się nowe trasy pojawiały, nowe wagony, to wsiadałam i jeździłam. Taką sobie atrakcję robiłam. Lubiłam te tramwajowe wibracje, nowy fason pojazdów, a że nowe siedzenia były, tu podpórka na łokieć - dziwne to trochę, ale mnie to interesowało… - opowiadała.

Zachwycała ją ówczesna atmosfera kulturalna Wrocławia.

- Wrocław był zawsze kulturalnym miastem. To jest dość charakterystyczne dla miast, które są ośrodkami uniwersyteckimi - tam, gdzie są uczelnie, jest duży rozwój kulturalny. Wtedy się robi takie kulturalne gniazdo. I Wrocław też był takim gniazdem, i to z tradycjami poetycko-literackimi. Ja z tej epoki, w której mi przyszło żyć we Wrocławiu, w pobojowiskach, gruzach, na pustyni, bez wody, bez chleba, bez prawie niczego, zapamiętałam tę inteligencko-kulturalną atmosferę Wrocławia. To w człowieku zostaje. Ale też ten obraz podziurawionego mostu Grunwaldzkiego, po którym przechodziłam i na szczęście nie wpadłam przez szczeliny do Odry, czy gruzów na każdym kroku i „gruzinek” w tych gruzach - tak mówiliśmy o paniach lekkich obyczajów, które na gruzach oferowały swoje usługi… Powojenny Wrocław jednak wspominam z wielkim sentymentem. Mam wielką miłość do tego miasta - opowiadała w jednym z wywiadów.

Zagrała dziesiątki ról. Znakomitych. Dla wielu jednak na zawsze pozostanie Honoratą z - kręconych m. in. na Dolnym Śląsku - "Czterech pancernych i psa". Okazuje się jednak, że nie od razu była zachwycona tą rolą…

- Boże, jak ja się broniłam przed tym filmem. Scenariusz mi przysłali, czytam, a tam: poligony jakieś, wojsko, czołgi. Gdzie ja tam do czegoś takiego? Odpada - postanowiłam. Poza tym praca cały czas w plenerze, a ja palaczka, cały czas z papierosem. A jak tu na dworze cały czas palić, jak ja palić lubię, siedząc w domu, przy stoliku. Palenie w plenerze mi nie smakuje. Stwierdziłam, że się nie będę torturować, wygłupiać z jakimiś czołgami… Ale syn, gdy się dowiedział, że dostałam propozycję zagrania w „Pancernych”, to się bardzo ucieszył. Całą szkołę na baczność postawił, kolegom się chwalił i dopytywał cały czas: „A mamuśka już przeczytała scenariusz? A ile kartek przeczytała? No i co? I co?”. To syn zmotywował mnie - delikatnie mówiąc - żebym przyjęła tę rolę - wspominała Krafftówna. Mimo upływu lat bardzo dobrze pamiętała plan zdjęciowy, też ten dolnośląski.

- Był trudny - daleko od domu, bez rodziny, zdjęcia trwały długo. No i wielkie zaangażowanie wojska, masa wojskowego sprzętu, samochody, czołgi... Weszłam w inny krwiobieg, w inny świat, na wiele tygodni. Zagranie tej roli było dla mnie bardzo trudne. Bo oczywiście łatwiej jest wejść do limuzyny niż do czołgu. W przenośni i dosłownie. Ja musiałam, proszę pana, do tego czołgu po drabinie wchodzić. Koszmar. A jak przyszły straszne upały, to czołg był tak nagrzany, że nie można było do niego wejść - jak w piekarniku było w środku. Wzywali straż pożarną, strażacy sikawkami lali wodę na blachę czołgu, żeby go ostudzić. A to nie dało rady ochłodzić, tak rozgrzane to żelastwo było. No i zdjęcia opóźniały się - mówiła w jednym z wywiadów.

Byle do przodu

Przez cały czas była aktywna. I życiowo, i zawodowo. Grała w teatrze, czekała na kolejne propozycje filmowe.
- Dla mnie sukcesem jest to, że jeszcze żyję. To wielkie moje zwycięstwo - uśmiechała się i przyznawała, że - już kiedy była po dziewięćdziesiątce - myślała o przemijaniu.

- Nie planuję niczego, samo się za mnie życie planuje: okolicznościami, możliwościami. Staram się te możliwości, jakie się pojawiają, wykorzystywać. Ważne, żeby zdrowie było i siły, żeby jeszcze coś wartościowego zrobić. Mam taki plan na każdy dzień: nie rozkwasić się, żeby na własnych nóżkach chodzić, żeby koło mnie nie chodzili. A jak nogi odmówią posłuszeństwa, to na hulajnodze czy tam czymś innym pojadę - byle do przodu. (...) Uśmiech i radość są, na szczęście jeszcze są. Staram się żyć w pośpiechu, w ruchu: tu domknąć, tam zamknąć, walizeczka w ręce i dalej, w galopie, przed siebie - opowiadała pełna energii.

Barbara Krafftówna zmarła 23 stycznia. Artystka zostanie pochowana na warszawskich Powązkach 4 lutego.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Największy koszmar Duygu spełnia się na jej oczach! Yagmur tryumfuje

Największy koszmar Duygu spełnia się na jej oczach! Yagmur tryumfuje

Marieta Żukowska debiutuje z mężem na salonach! Jej ukochany to nie byle kto

Marieta Żukowska debiutuje z mężem na salonach! Jej ukochany to nie byle kto

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn