"KIERUNEK: NOC" - RECENZJA
Jeżeli liczyliście na ekranizację "Starości aksolotla" Jacka Dukaja, to już pierwsze minuty pozbawią was złudzeń. Twórcy od polskiego autora pożyczyli jedynie cząstkę powieści, chociaż absolutnie nie uznaję tego za wadę. Punkt wyjścia dla tej sześcioodcinkowej opowieści jest bardzo interesujący; pewnej nocy z lotniska w Brukseli ma odlecieć samolot do Moskwy, jednak przez działania włoskiego żołnierza Terenzia (Stefano Cassetti) maszyna musi zmienić kierunek podróży, a pasażerowie oraz załoga muszą uwierzyć, że uzbrojony wojak to nie szaleniec, który bełkocze o tym, że Słońce wszystkich pozabija, lecz ich wybawca. A to proste nie będzie, szczególnie, ze wszyscy ci, którzy zdążyli wsiąść do samolotu, tworzą mieszankę wybuchową.

"Kierunek: Noc" jest sprawnie napisaną opowieścią, która nie stawia na efektowność, ale jej priorytetem jest efektywność. To ma zwyczajnie działać na widzów, dlatego dla twórców najważniejsze są relacje pomiędzy bohaterami oraz wszelakie interakcje, jakie zachodzą pomiędzy poszczególnymi postaciami. Widać, że przyłożono się do scenariusza, chociaż niestety nie udało się wyeliminować kilku głupotek oraz cudownych zbiegów okoliczności, które na szczęście są jedynie lekką rysą na fabularnej konstrukcji serialu.
To dość znaczące, że "Kierunek: Noc" swoją premierę ma w czasie trwającej pandemii koronawirusa. Co prawda nasz świat nie jest u progu końca (a przynajmniej taką miejmy nadzieję), ale serial i tak świetnie potrafi uchwycić pewne mechanizmy, jakie kierują ludźmi w sytuacjach kryzysowych. Dla bohaterów serialu apokalipsa jest paradoksalnie szansą na nowe życie, na ponowne odkrycie samych siebie oraz naprawienie dawnych błędów. Brzmi górnolotnie? Na szczęście tylko brzmi.
Patrząc na "Kierunek: Noc" miałem wrażenie, że oglądam bardzo prawdziwy serial, gdzie autorzy potrafią wychwycić zarówno mielizny, jak i dobre dobre strony ludzkiego charakteru. Nie bez powodu każdy z odcinków rozpoczyna się od sekwencji, która odkrywa kartę z przeszłości któregoś z bohaterów. Ten wstęp może - lecz nie musi - zmienić postrzeganie postaci, którą już jako widzowie sobie uformowaliśmy w głowie. Zresztą "Kierunek: Noc" wygrywa swoją teatralnością, bo na dobrą sprawę to spektakl, w którym aktorów zamknięto na małej przestrzeni i zderzono ze sobą. Polak i Turek kontra Włoch, influencerka kontra matka chorego dziecka, katolik kontra muzułmanin, i tak dalej, i tak dalej.
Ten serial w głównej mierze tworzą aktorzy. Jestem przekonany, że to właśnie dla ich kreacji będziecie połykać kolejne odcinki, ponieważ niektórych bohaterów nie da się nie lubić. Polski mechanik Jakub, którego kreuje Ksawery Szlenkier, to po prostu swojski chłop. Taki sam jak ja czy ty. Na ekranie świetnie prezentuje się też Mehmet Kurtulus, który jako Turek Ayaz może skraść dużą część sympatii widowni. Pewnie wielu tak nie będzie reagować na Rika (Jan Bijvoet), ale nie da się ukryć, że to jeden z najciekawszych charakterów w całej grupie.
"Kierunek: Noc" to udany serial Netflix. To spokojna i cicha produkcja, w której skupiono się na historii i bohaterach. Proste? Pewnie, a do tego skuteczne. Ja już czekam na drugi sezon, bo w tej historii jest duży potencjał.
Ocena: 7/10
