Pozwoliłem sobie na tak clickbaitowy tytuł ponieważ Patryk Vega robi clickbaitowe filmy. Może gdyby „Kobiety mafii” zaczęły się w mniej kretyński i absurdalny sposób, to byłbym łagodniejszy, ale trudno traktować poważnie coś, co już na starcie jest tak bardzo pozbawione estetyki.
To krzyk, tanie szokowanie i niczym nieumotywowany wątek, bo później poznajemy policjantkę Belę (Olga Bołądź) oraz jej środowisko w wystarczającym stopniu, aby scena ze wstępu miała w ogóle jakieś znaczenie. Dla Vegi to kolejny sfilmowany mem, tania ciekawostka, którą ktoś mu sprzedał, a on to bezrefleksyjnie połknął. Aż chciałoby się zacytować rapera Malika Montanę: łyka, łyka, łyka jak pelikan. Krótko i na temat.

Tyle tylko, że jednocześnie jest to coś, czego publiczność Patryka Vegi oczekuje. Wszyscy ci, którzy napędzali kolejno widownię „Pitbulli”, a następnie „Botoksu”, nie chcą spójnej historii, lecz właśnie rwanej akcji, heheszkowych scen i przekraczania kolejnych granic. Wdepnięcie w rozkładające się zwłoki, seks z psem i kobieta z oderwanymi kończynami dolnymi – to składniki kolejnych produkcji i aż strach pomyśleć, co może być dalej.
Pierwszy odcinek „Kobiet mafii” jest jedynie wstępem, gdzie poznajemy policjantkę Belę, którą uroczy przełożony pod postacią Olafa Lubaszenki wyp… wyrzuci z pracy, ale bardzo szybko opieką otoczy ją Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zlecając konkretną robotę. Swoją drogą, gdybym w ogłoszeniu o pracę przeczytał zwrot praca na pełnej k**ie*, to chyba złożyłbym CV.
Większość odcinka poświęcona jest ekspozycji bohaterki kreowanej przez Olgę Bołądź, na czym cierpią inne postaci. Gangsterzy grani przez trio Stramowski, Fabijański i Oświeciński są właściwie wyłącznie dodatkiem do tego epizodu, ale za to poznajemy ich kolegę po fachu i wiernego kumpla, Żabę (Karol Bedorf), który w filmie „Kobiety mafii” nawet się nie pojawiał. Inną postacią, której w filmie nie uświadczyliśmy, ale pojawiła się w serialu, jest ciamajdowaty partner Beli z policji, którego zagrał Bartłomiej Kotschedoff.
I o ile można narzekać na otwierające „Kobiety mafii” wątki, to jednak należy oddać szacunek Mariuszowi Ostrowskiemu. W swoim epizodzie jest bezbłędny, wielka aktorska klasa i aż w tym momencie robi mi się smutno, że nikt nie ma na niego odpowiedniego pomysłu w kinie oraz telewizji.
Serialowe „Kobiety mafii” po 1. odcinku niczym nie zaskakują. Wręcz przeciwnie, bo filmowa wersja chociaż próbowała iść ciut inną drogą niż „Botoks”, natomiast serial czerpie z niego garściami. Nie wiem, czy Patryk Vega inaczej nie potrafi już kręcić, czy zwyczajnie nie chce, ale ta formuła w końcu musi się wyczerpać.
Ileż można oglądać bliźniacze filmy i praktycznie tych samych aktorów w niemalże tych samych rolach, różniących się jedynie ksywkami i kostiumami? Aczkolwiek muszę przyznać, że pierwszy odcinek „Kobiet mafii” ogląda się bardzo płynnie i ponad 40 minut mija w mgnieniu oka. Jestem ciekawy, jak potoczy się akcja w kolejnych epizodach i mam nadzieję, że będzie bardziej spójnie. Póki co jest lekkie rozczarowanie i zdecydowanie mniejsza ciekawość kolejnych odcinków niż w przypadku serialowej wersji „Botoksu”.
Ocena: 4/10
Krzysztof Połaski
SERIAL "KOBIETY MAFII" MOŻECIE OGLĄDAĆ NA SHOWMAX
Recenzja została pierwotnie opublikowana 3 maja 2018 roku.
