W rozmowie z "Vivą" wyznała, że nie była przygotowana na to, że jeden casting całkowicie zmieni jej życie.
- Łut szczęścia. Jeden wygrany casting. Często myślę, że to wszystko tylko na chwilę, że zaraz się skończy. Plany mam na jakieś pół roku naprzód. To i dużo, i bardzo niewiele. Patrzę na wszystko z pokorą. Kiedy skończyliśmy kręcić "BrzydUlę", poczułam ulgę, że już nikt nie będzie przyklejał mi uszu silikonem. Ale też nutkę strachu i niepewności. Bo BrzydUla stała się częścią mnie, a tu nagle trzeba szukać wszystkiego od nowa - mówi.
Wyznaje, że od jakiegoś czasu wielu znanych aktorów powtarza jej, że jest zdolna, fajna, ładna. Dziwi się, że to nie przewróciło jej jeszcze w głowie.
- Gdyby nie rodzice, to może by się tak stało. A na pewno więcej czasu zajęłoby mi zorientowanie się, że nie do końca kontroluję to, co się wokół mnie dzieje. Dzięki nim szybko zrozumiałam, że byłoby totalnie głupie, gdybym nagrodę za ten straszny wysiłek roztrwoniła raz-dwa na imprezy i modne ciuchy. A o to naprawdę łatwo. Dorosłam, inwestuję w przyszłość. Stałam się niezależna. Chociaż, z ręką na sercu, nie do końca przecięłam pępowinę. Zanim podejmę decyzję, wciąż jeszcze upewniam się u rodziców, czy dobrze robię. Tylko na castingi biegam wszystkie - zdradza z uśmiechem.
Julka niewątpliwie ostatnio ma szczęście. Po wygranej "Tańca z Gwiazdami" można spodziewać się, że będzie otrzymywać jeszcze więcej propozycji pracy.
Czytaj także:
"Nadal tęsknię za Gdańskiem"
Kamińska na razie nie rezygnuje z aktorstwa
Maserak zazdrosny. Zamęczy Kamińską?

Wideo