"NIC NIE GINIE" - RECENZJA
"Nic nie ginie" także chce nam coś opowiedzieć o współczesnych Polakach, a właściwie wszystkich ludziach, bez podziału na płcie, narodowości czy poglądy, bo wydźwięk debiutu Kaliny Alabrudzińskiej jest niezwykle uniwersalny. Punktem wyjścia dla fabuły jest terapia, a właściwie tygodniowy turnus terapeutyczny, za pieniądze urzędu miasta, gdzie zetrą się ze sobą przeróżne osobowości, począwszy od zapatrzonego w siebie znanego aktora, po dzieciatą rozwódkę szukającej szczęścia na Tinderze. Galeria osobowości jest bogata i za każdym z bohaterów stoi jakaś historia.

Kalina Alabrudzińska została postawia przed bardzo trudnym zadaniem, ponieważ poprzedni łódzki filmowy dyplom aktorski reżyserowała Jagoda Szelc i "Monument" okazał się jednym z odkryć polskiego kina ostatnich lat. Poprzeczna została zawieszona naprawdę wysoko, więc autorka "Lena i ja" musiała bardzo się postarać, aby chociaż doskoczyć. To się udało, bo "Nic nie ginie" jawi się jako dzieło spełnione.
Film wygrywa swoim humorem - subtelnym, naturalnym, często sytuacyjnym. Widać, że autorka mocno postawiła na śmiech, ale nie ma tutaj wymuszonych heheszków, tylko to broni się samoistnie, a za każdym chichotem coś się kryje. Często jest w tym ironia, troska czy refleksja. Zresztą Alabrudzińska pokazuje, jakie funkcje humor pełni w prawdziwym życiu; może być zarówno zasłoną dymną i czymś w rodzaju maski nakładanej na twarz spowitą smutkiem, jak i próbą odreagowania, wyrzucenia z siebie negatywnych emocji czy doświadczeń.
Bo tak właściwie o tym jest to film. To obraz życia w zawieszeniu, próbach radzenia sobie ze smutkiem oraz strachem. Opowieść o egzystencjalnej ucieczce, gdzie staramy się znaleźć swój własny kąt, w którym czujemy się chociaż przez moment bezpieczni. To też rejestracja ogromnego bólu wynikającego z samotności. Właściwie każdy z bohaterów cierpi na dokładnie tę samą przypadłość - jest sam. I praktycznie każdy boi się to zmienić. Boją się wykonać krok do przodu, bo już sama wizja nadchodzących przemian ich paraliżuje. W swoim małym świecie czują się pozornie bezpieczni, bo go znają na wylot, a otwartość na nowe niesie ze sobą wiele zagrożeń. Ale przecież żeby wygrać trzeba grać, a kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
To wszystko jest frapujące w kontekście zakończenia, o którym nie chcę pisać za wiele. Właściwie finał to chyba najbardziej nieoczywista sekwencja w całym filmie. Nieco prowokujący, zmuszający do pomyślenia, ale też skłaniający do różnego rodzaju rozważań. Debiutujący na ekranie młodzi aktorzy łatwo nie mieli, bo musieli zmierzyć się z wymagającym materiałem, ale ostatecznie trzeba przyznać, że to kolejny zdolny rocznik. Jan Hrynkiewicz, Zuzanna Puławska, Piotr Pacek czy Wiktoria Filus mają w sobie wielką charyzmę, więc te nazwiska wkrótce zaczną częściej padać w kontekście naszego kina lub telewizji.
"Nic nie ginie" to piękna i zabawna opowieść o poszukiwaniu szczęścia i drugiego człowieka. Swoisty współczesnych ludzi portret własny. Film będący niejako lustrem, w którym można się przejrzeć. Każdy tutaj odnajdzie kawałek siebie, a przy okazji dostanie dobrą rozrywkę. Jest miejsce zarówno na śmiech, jak i na refleksję. Na to wszystko był pomysł. Prosty, lecz skuteczny. W końcu w prostocie siła. Skuteczna terapia śmiechem.
Ocena: 8/10
FILM "NIC NIE GINIE" MOŻNA OD 20 KWIETNIA 2020 ROKU OGLĄDAĆ NA PLAYER.PL
