"Nowy wspaniały świat" przez wielu uznawany jest za jedną z najlepszych powieści w historii amerykańskiej literatury. Arcydzieło Huxleya doczekała się już kilku adaptacji, lecz do tej pory żadna z nich nie udźwignęła ciężaru oryginału. Czy tak samo jest w przypadku serialu, który niedawno trafił na Netflix?
Serial z Harrym Lloydem w roli głównej całymi garściami czerpie z książkowego oryginału. Mamy zatem społeczeństwo kastowe, w którym rządzą żelazne zasady, a wszyscy mieszkańcy mogą w każdym momencie łyknąć somę, pigułkę szczęścia. Całość dodatkowo zyskuje dzięki odświeżonej oprawie, futurystyczny świat wygląda o wiele bardziej wiarygodnie niż w książce, która powstała przecież w 1931 roku.
Co zatem poszło nie tak? Wielu fanów i krytyków zarzuca produkcji, że za bardzo epatuje seksem. Sceny erotyczne rzeczywiście pojawiają się bardzo często i zdaniem niektórych niejednokrotnie nie mają wystarczającego uzasadnienia fabularnego. Oto fragment jednej recenzji:
Nawet seks zawsze w hipnotyzującej oprawie świetlnej, nie niesie ze sobą jakiegokolwiek poczucia transgresji. Nie jest ani wystarczająco wyuzdany, ani wizualnie ekscytujący. A to chociaż w drobnej części wynagrodziłoby nam marnowany na każdym kroku potencjał.
Inni komentatorzy odbijają jednak piłeczkę twierdząc, że w serialu bardzo ciekawie wykorzystano motyw seksu, aby pokazać, że emancypacja seksualna może prowadzić do zniewolenia. - Ten film całkowicie ośmiesza wizję społeczeństwa opartą na seksie i przyjemnościach - stwierdził jeden z widzów.
A wy jak oceniacie serialowy "Nowy wspaniały świat"? Czy rzeczywiście jest przeerotyzowany? Dajcie znać w komenatarzach!
