"Richard Ramirez. Polowanie na seryjnego mordercę" - o co tyle szumu?
Polowanie na seryjnego mordercę
Czteroodcinkowy serial dokumentalny Netflix "Richard Ramirez: Polowanie na seryjnego mordercę", którego twórcą jest Tiller Russell (" Chicago PD" i "Chicago Fire") okazał się dla niektórych widzów "nie do przejścia". W sieci pojawiło się wiele krytycznych głosów, że sceny przedstawione w nowej produkcji Netfliksa są zbyt brutalne. Ślady krwi, oryginalne zdjęcia z miejsc zbrodni obudziły w widzach przerażanie. Niektórzy pytają: to dokument czy horror? Postanowiliśmy odpowiedzieć.
"Richard Ramirez. Polowanie na seryjnego mordercę" to typowy dokument Netfliksa, który pobieżnie przedstawia historię okrutnego mordercy. Rzeczywiście twórca produkcji pokazuje w nim mnóstwo archiwalnych zdjęć z miejsc zbrodni, koncentruje się też na wywiadach i rekonstrukcjach zdarzeń, ale z tego właśnie słyną niemal wszystkie dokumenty kryminalne Netfliksa. Czy można było zrobić to subtelniej? Pewnie tak, ale czy pudrowanie brutalności jednego z najbardziej znanych seryjnych morderców w historii Ameryki nie zostałoby wtedy odebrane za upiększanie potwora?
Kiedy czytam jednak na forach internetowych, że dokument Netfliksa gloryfikuje mordercę zastanawiam się, w którym odcinku miało to miejsce. Wszak połknęłam ten serial w jeden wieczór, ale niestety nie na jednym oddechu. Być może coś mi umknęło. A może po prostu włączając serial o seryjnym mordercy, nie oczekiwałam ładnych obrazków? Nie sposób też zarzucić twórcy usprawiedliwiania czynów mordercy, bo wątek dzieciństwa i dorastania Richarda, rzucających sporo światła na skrzywioną psychikę przyszłego mordercy, został wykorzystany tylko w absolutnym minimum.
Nie rozumiem więc zgorszenia i kontrowersji wokół produkcji, która — jeśli mam być szczera — jest dokumentalną średniawką. Z miniserialem "Richard Ramirez. Polowanie na seryjnego mordercę" mam inny problem. Opowieść o nocnym prześladowcy z Kalifornii w zestawieniu z innymi produkcjami Netfliksa tego typu wypada dosyć... blado. Nie wciąga jak historia Teda Bundy'ego, Rozpruwacza z Yorkshire czy proces Amandy Knox. Jest za to do bólu schematyczna. Jeśli jakieś granice zostały w nim przekroczone, to może właśnie granice nudy?
O co więc tyle szumu? Zaskakiwać w tej historii może chyba tylko jedno i nie jest to brutalność Ramireza. Jeśli już coś spędza mi sen z powiek, to chyba tylko stan jego uzębienia.
