Grzegorz Łapanowski rozpoczyna "Misję stołówka". "Zdrowe jedzenie w szkolnych stołówkach jest możliwe" [WYWIAD]

Kamila Glińska
Grzegorz ŁapanowskiPolsat Cafe
Grzegorz ŁapanowskiPolsat Cafe
Grzegorz Łapanowski gotuje od lat. Jak sam mówi, żywność to dla niego coś więcej niż tylko produkt. Kuchnia to coś więcej niż tylko gotowanie - to osobny wymiar, pryzmat, przez który można postrzegać otaczający nas świat. Jesienią w Polsat Cafe będzie można oglądać program, w którym Grzegorz wkroczy do szkół i przedszkoli, aby pokazać, jak zdrowo i dobrze żywić najmłodszych. Nam opowiedział, w jaki sposób będzie starał się przekonać dzieci, rodziców i personel szkolny do tego, aby lepiej się odżywiać i dlaczego tak ważne jest to, co jemy. Zdradził też, jak będzie wyglądała nowa odsłona programu "Top Chef", którego 5. edycję będzie można oglądać już od 9 września w Polsacie.

Telemagazyn.pl: "Misja stołówka" to nowość w Polsat Cafe, ale o tym, aby zmieniać nawyki żywieniowe dzieci myślałeś już od dawna. Podobno chciałeś zrobić taki program od 10 lat. Skąd ten pomysł?

Grzegorz Łapanowski: - Tak naprawdę "Misja stołówka" to część większego projektu. Od kilku lat prowadzę fundację "Szkoła na widelcu" i w ramach jej działalności, staramy się promować zdrowe żywienie w szkołach i przedszkolach, ale też w ogóle mówić o tym, że dobre i zdrowe jedzenie jest potrzebne. Za pośrednictwem tego programu możemy pokazać, jak wygląda żywienie w stołówkach i udowodnić, że ono może wyglądać dobrze oraz, że są miejsca, w których tak się dzieje. W wielu przypadkach tak jednak nie jest, dlatego powinniśmy wspólnie działać, żeby to jedzenie w szkolnych stołówkach było po prostu lepsze. W zasadzie nie tylko tam, bo to jest wierzchołek góry lodowej. Do zrobienia jest dużo więcej. Chodzi o to, żebyśmy przyjrzeli się temu, co jemy jako Polacy i co jest w naszych lodówkach, torbach na zakupy, wózkach i spiżarniach.

Dlaczego zaczynasz od dzieci?

- Teoretycznie najłatwiej jest zacząć od najmłodszych – "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Ale nie do końca tak jest. Tak naprawdę olbrzymią pracę trzeba włożyć też w to, aby rodzice dobrze żywili swoje dzieci – to jest bardzo ważne, a obecnie pozostawia wiele do życzenia. Jesteśmy jednym z najgrubszych narodów w Europie, a nasze dzieci są najgrubsze w Europie. Tyjemy dziesięć razy szybciej niż Amerykanie i Brytyjczycy. Choroby żywieniowe to 50 mld złotych kosztu dla budżetu państwa, a wkrótce będzie dwa razy tyle. Okazuje się więc, że to nas naprawdę sporo kosztuje, dlatego warto działać jak najszybciej. Teraz wszczynamy to wielkie larum i głęboko wierzę, że to wszystko przyniesie dobry skutek. Coraz więcej ludzi mówi o tym, że jedzenie, zarówno w szkołach, jak i w domach, powinno być lepsze. Pytanie jest jednak jedno – w jakiej skali uda nam się przekonać Polaków do tego, żeby naprawdę zaczęli odżywiać się lepiej i, że to wcale nie jest takie trudne.

Dzieci mają jednak swoje przyzwyczajenia, które wynoszą z domu. Raczej trudno położyć im na talerzu warzywa i powiedzieć, żeby zjadły ze smakiem, jeśli nie mają ich na co dzień. W jaki sposób przekonujesz je, że to, co Ty im proponujesz jest lepsze od tego, co jadły do tej pory?

- To prostsze niż mogłoby się wydawać. W gruncie rzeczy to kwestia tego, żebyśmy my – dorośli – sami siebie do tego przekonali. Jeśli my będziemy przekonani, że chcemy jeść dobrze, dzieci będą jadły razem z nami. To, w czym ja i mój zespół się specjalizujemy i to, co wychodzi nam najlepiej, to organizowanie warsztatów kulinarnych dla dzieci. Nie każdy je seler naciowy, koper włoski czy świeżą kolendrę, ale jeśli coś przygotowuje się wspólnie i lepiej się pozna, od razu chętniej się po to sięga. To tak jak z ludźmi – im bliżej kogoś znam, tym bardziej go lubię.

Wychodzi na to, że jeśli podsuniesz komuś jakiś produkt, jest większa szansa, że ten ktoś zacznie to jeść...

- Nie, to trzeba samemu ugotować i podać. Będzie jak na weselu – jest golonka, wódka i koreczki – nawet jak nie chcesz, czegoś spróbujesz, bo to stoi przed tobą. Jeżeli mamy kontakt z jakimś produktem, wąchamy go, dotykamy, jesteśmy z nim coraz bardziej obyci, to w końcu go polubimy. Przecież jest też tak, że lubimy rzeczy, które pamiętamy z dzieciństwa. To dlatego tak ważne jest, aby dla dzieciaków wybierać dobre jedzenie.

W jaki sposób wybierałeś szkoły, do których zawitasz w programie?

- Jeździmy po całej Polsce. Szkoły zgłaszają się do nas, a my wybieramy te, w których faktycznie jest coś do zrobienia. Staramy się, aby to były szkoły, które realnie potrzebują naszej pomocy.

Jak w ogóle odnalazłeś się w szkole, gdzie budżet na obiad to dwa złote, a wyżywić trzeba kilkaset uczniów? Co zrobiłeś, żeby to wszystko było możliwe i żeby przekonać do tego szkolny personel?

- Ja jestem nauczony w ogóle innego gotowania. Nie mam tego problemu na co dzień. W szkole musi być solidna porcja dla każdego dziecka i to było jedno z największych wyzwań. Zmieścić się w czasie, w budżecie i pamiętać o tym, że jest niewielu ludzi do pracy. Ale to jest możliwe i to da się zrobić. Zupa kosztuje 1-2 zł, a danie główne – 2-3 zł. To oznacza, że na obiad potrzeba 5 złotych. W firmie cateringowej trzeba by było zapłacić ok. 10 zł. W stołówce szkolnej trzeba zostać przy połowie tej kwoty. I tutaj dochodzimy do kwestii, o której chciałbym głośno powiedzieć - warto inwestować w dobre jedzenie. Często słyszy się pytanie, czy zdrowe jedzenie musi być drogie. Po pierwsze cena to kwestia względna - dla każdego znaczy co innego. Puszka gazowanego napoju jest w cenie kilograma jabłek - zatem pytanie czy śmieciowe jedzenie nie jest zbyt tanie. Ponadto tanie rzeczy maja swoje wady. Tracą na jakości, bo ktoś na nich zaoszczędził. Jedzenie to najważniejsza rzecz, którą sobie dajemy i przez którą okazujemy swój szacunek do siebie, do bliskich i do środowiska, w którym żyjemy. Do pracy ludzi, którzy to jedzenie produkują – do rolników, do ziemi, z której to jedzenie bierzemy. To powinno być nam drogie.

Ale w jaki sposób przekonać do tego dyrektorów szkół, którzy mają ograniczony budżet i w ich mniemaniu są rzeczy ważniejsze, na które trzeba wydać więcej pieniędzy?

- Tutaj jest to kwestia przede wszystkim chęci. Jeżeli chcemy, to da się. Dyrektorzy mogą bardzo dużo zrobić, ale musi się im chcieć. Po prostu. Mogą pozyskać pieniądze od urzędów miast, albo zwyczajnie namówić nauczycieli, aby organizowali zajęcia dla dzieci i zmobilizować ich, aby wkładali trochę więcej serca w to, co robią. Mogą zorganizować spotkania rodziców z dietetykiem – nie jedno, nie dwa, ale dziesięć. Z rodzicami też trzeba często rozmawiać. To wymaga regularnej pracy i konsekwencji.

Jakie jest ograniczenie czasowe w programie?

- Dwa dni - za mało. To dwudniowy maraton, w którym udział bierze cała masa ludzi – dietetyczki, kucharze, pani psycholog. Wchodzimy do kuchni, oglądamy ją, spotykamy się z dyrekcją, pytamy dzieci, co chciałyby jeść. Przynosimy produkty i sprzęt, a personel może z tego korzystać też później. To nie jest tak, że my pomagamy tylko w czasie tych dwóch dni, gdy tam jesteśmy i nagrywamy program. Pozostajemy z nimi w kontakcie. To nie jest jednorazowa akcja. Nasze wspaniałe Panie dietetyczki konsultują menu dla tych szkół, by podnosić jego wartość zdrowotną.

Oprócz programu "Misja stołówka", rusza też kolejna edycja "Top Chef". Czym będzie różniła się od poprzednich?

- Byłem strasznie zadowolony, gdy ruszyła ta edycja. Mamy bardzo fajnych, dobrych uczestników. To ludzie z charakterem, którzy prezentują dobry poziom. Byłem pełen optymizmu, gdy zaczynaliśmy i myślę, że ta seria będzie naprawdę dobra.

To już 5. edycja. Nie boisz się, że formuła programu nieco już znudziła się widzom?

- Myślę, że nie. Wokół "Top Chefa" powstała wierna grupa ludzi, która bardzo polubiła ten format. To program, który będzie zawsze nowy. Zawsze są nowi ludzie, nowe potrawy, nowe produkty, nowi goście. Dla nas wyzwaniem jest raczej to, aby znaleźć nowych ludzi, którzy cały czas będą intrygować i podnosić poprzeczkę. To jest niełatwe, bo selekcja jest naprawdę ostra.

Wśród uczestników 5. edycji znowu są osoby, które przyjechały z zagranicy, aby wziąć udział w programie?

- Jak zawsze. W Polsce jest ten problem, że mamy relatywnie mały rynek gastronomiczny. Edukacja kulinarna pozostawia sporo do życzenia. Nie mamy nawet jednej dobrej wyższej szkoły gastronomicznej. Najlepsi wyjeżdżają i wracają z umiejętnościami, które nabyli na Zachodzie. Jak ktoś chce się uczyć, musi jechać do pracy, bo przeciętnego Polaka na taką szkołę po prostu nie stać.

Ty też uczyłeś się zagranicą?

- Pracowałem w USA i Wielkiej Brytanii. Dobra szkoła gastronomiczna kosztuje 15-17 tys. dolarów za semestr. Kto może sobie na to pozwolić? Albo mieszkanie, albo szkoła. Ja pracuję z młodymi ludźmi i tu uczymy ich wszystkiego od podstaw. Z jednej strony opieram się na profesjonalistach, a z drugiej stawiam na młodych, którzy chcą się uczyć. Dajemy pracę, ale i szkołę.

Utrzymujesz kontakt z uczestnikami poprzednich edycji "Top Chefa"?

- Tak. Niektórzy z nich to moi bardzo dobrzy koledzy. To mała branża. Znamy się i obserwujemy się nawzajem.

Znasz nowych uczestników programu? Dajesz im jakieś wskazówki?

- Część znam, ale to tak nie działa. To byłoby wbrew ich interesom. Staram się być jak najbardziej obiektywny. Pomagam na tyle, na ile jest to uczciwe. Często jednak oni sami nie chcą pomocy. My – kucharze – mamy jeden problem. To ego. Wydaje nam się, że wszystko wiemy, a tak naprawdę wciąż jest piekielnie dużo do nauczenia się. To wiedza i umiejętności, które trzeba zdobywać przez lata. Takie never ending story.

PROGRAM "MISJA STOŁÓWKA" OD WTORKU, 8.09.2015 O GODZ. 21:30 W POLSAT CAFE!

5. EDYCJA "TOP CHEF" OD ŚRODY, 9.09.2015 O GODZ. 20:40 W POLSACIE!

Rozmawiała: Kamila Glińska

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Komentarze 13

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

g
gość
jest taka szkoła w Sopocie:) w której uczą się koszykarze Sopotu Trefl. Oni są GŁODNI ! i po próbie zjedzenia obiadu w szkole wybierają np. KFC ,niestety ,Może Pan, Panie Grzegorzu:) pomoże na Pomorzu ?:)
M
Margerita
Panie Grzegorzu,Trzy lata pracuję jako prowadząca stołówkę szkolną i ROK walczyłam z dziećmi o zdrowe i fajne jedzenie :-) dziś śmieje się że moje psy zdechnę z głodu bo nie mam zlewek :-) gotuję sama dla 100-120 dzieci :-) jedyna bariera to pieniądze , muszę się sporo nagłówkować aby zrobić fajny obiad za 5zł... ale daję radę , moja rada dla Pana to więcej pokory pozdrawiam Małgorzata
O
Oglądajacy
Nigdy nie słyszałem podobnych bredni jak wypowiedz w odcinku 48Jesli dzieci nie jedza trzeba serwowac im danie do skutku .Czy prowadzący program miał kiedys stycznosc z dziecmi ? Może troszke logicznego myslenia zaplesc do tego programu !
t
tuzy
Panie Łapanowski .. Obejrzałem jeden program z panem w roli głównej i stwierdzam , że spadł pan z księżyca- szparagi , papryczki - kpisz pan sobie z ludzi. 30 lat prowadzę szkołę i stołówkę i takich bredni nie słyszałem. Stuknij się pan konkretnie w ł..i wróć na ziemię. Zapatrzył się pan na Wojewódzkiego czy "cóś".
k
kuchareczka
Jestem kucharzem z restauracji z dwudziestoletnim stażem w różnych lokalach w Polsce i za granicą (Rzym). Obecnie pracuję w placówce oświatowej po raz drugi i stwierdzam, że bardziej niż bariery finansowe do zmiany jest nastawienie osób pracujących w kuchniach szkolnych, przedszkolnych.Zazwyczaj są to ludzie z kilkudziesięcioletnim stażem pracy w tylko jednym zakładzie pracy, które nie mają bladego pojęcia o "prawdziwym" gotowaniu, i mam tu na myśli wprowadzanie nowości i zwykłą wiedzę na temat profesji, którą się wykonuje.Na swoim przykładzie mogę śmiało powiedzieć, że między mną a moimi współpracownicami jest "pancerna szyba". Typu: nie mądruj się, nie dodawaj nam roboty, tak robiłyśmy i tak będziemy robić.Nie wykazują chęci do nauczenia się czegokolwiek nowego i nawet nie chcą podjąć próby jakiegokolwiek wysiłku, żeby to zmienić. Kompletny ostracyzm i kuchenne średniowiecze. Wszelkie próby pokazania czegoś nowego spełzają na niczym, ponieważ co rusz słyszę, że się na niczym nie znam i one nie będą tego robić.Dlatego podziwiam Pana za podjęty wysiłek, cierpliwość i chęć pokazania, że można inaczej, o wiele zdrowiej.
k
krystyna .
Super program
p
pracownik kuchni
Często oglądam ten program i nawet wprowadzam pojedyncze rady i przepisy ale rzeczywistość w szkolnych kuchniach a szczególnie w małych gminach jest tragiczna, brak wyposażenia w odpowiedni sprzęt, brak diabetyków, okrojone etaty. Obiad dwudaniowy - cena 2,50 zł osób korzystających z żywienia 200, w kuchni dwie osoby, więc każdy dzień jest dużym wyzwaniem. Po wprowadzeniu nowych zasad w żywieniu dzieci wyrzucają całe dania ,a przykro patrzyć .Ustawa wylała dziecko z kąpielą. Za ustawą powinny "iść" pieniądze na jej realizacje a nie straszenie karami. W małych środowiskach "wszystkie dzieci są nasze" i wszyscy pragniemy ich dobra.
R
ROXI
I JESZCZE JEDNO MAM NA IMIE ROXI KLASA 5
R
ROXI
ZAJEDŻCIE DO NASZEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 3 W MARKACH UL.POMNIKOWA 3 PROSZĘ TAM SŁODZĄ SAŁATĘ DAJOM JAKIEŚ SZTUCZNE SOKI I OBRZYDLIWE KOTLETY Z SUROWYM JAJKIEM DLA MAŁYCH DZIECI SZTUCZNE KUPYWANE KLUSKI I SOSY TAM TEŻ ZAMIAST CHERBATY DAJOM PODGRZANE ICE TEA
n
niqe
Narzekanie dzieci wynika głównie z wyniesionych z domu wzorców bo w wielu domach istnieje niestety nadal przekonanie, że zdrowy jest kotlet schabowy albo druga skrajność - zabieranie dzieci dla rozrywki i frajdy do popularnych fast foodów gdzie za zjedzenie śmieci dostają zabawkę, od małego kupowanie popularnych "słoiczków" dla dzieci "bez cukru" które dosładzane są zastępczo sokiem z winogron przez co przyzwyczaja się dziecko do słodyczy. Niestety drodzy rodzice popularne koncerny spożywcze które się tym zajmują raczej nie stawiają na pierwszym miejscu zdrowia dzieci, a wy naiwnie kupujecie ten badziew za duże pieniądze. i niech mnie nikt tutaj nie przekonuje, że dziecko tego nie zje bo jest nie doprawione- w łonie matki nie ma czego smakować a mleko z piersi matki też nie ma smaku ambrozji więc do słodkiego czy słonego przyzwyczajamy my dorośli. W moim przekonaniu da się zrobić tak by było smacznie i zdrowo tylko faktycznie personel jest nieprzeszkolony i zupełnie inny problem jest taki że wszystkim panom dyrektorom szkoda na to pieniędzy. Rozumiem skalę problemu bo nasz rząd z wprowadzaniem ustaw nie ma problemu tylko zapomina o realizacji w praktyce :/
k
kucharka
Wszystko ładnie i pięknie tylko po pierwsze . u nas w szkole stawka jest 3,50 za obiad dwudaniowy , przepisy nas przerastają bo nawet dzieci się pytają dlaczego bez cukru dlaczego bez soli .Same sobie z domu przynoszą sól i cukier, rodzice się buntują że obiady niedobre . A dyrekcja ma nas w du....... jak prosiłam że załatwię szkolenie dla rodziców i dzieci rozmawiałam nawet z kucharzem z Top Chef chcialł nam pomóc to dyrektor powiedział jak kuchnia chce szkolić to niech sobie za to płaci . niestety my ze swoimi zarobkami nawet siebie wyszkolić nie możemy , poza tym mamy jeszcze ograniczenia w sprzęcie Więc jak mamy pracować skoro wszyscy żucają kłody pod nogi
k
kucharka szkolna
Jak widac dzieciom nielatwo dogodzic, to najbardziej wybredny konsument i szczery krytyk. Niedosc, ze dwukrotnie drozej, to ogromna wiekszosc zostala wyrzucona. I tak z dzieci z otylych stana sie niedozywione. Tylko ktore zlo lepsze?
k
kucharka szkolna
Jak widac dzieciom nielatwo dogodzic, to najbardziej wybredny konsument i szczery krytyk. Niedosc, ze dwukrotnie drozej, to ogromna wiekszosc zostala wyrzucona. I tak z dzieci z otylych stana sie niedozywione. Tylko ktore zlo lepsze?
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn