MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Hiacynt" [RECENZJA]. Film o zabójcy gejów miał szansę być hitem. Co poszło nie tak w nowym polskim filmie Netflix?

Krzysztof Połaski
fot. BARTOSZ MROZOWSKI / MATERIAŁY PRASOWE NETFLIX
fot. BARTOSZ MROZOWSKI / MATERIAŁY PRASOWE NETFLIX
"Hiacynt", który niedawno prezentowany był na festiwalu Nowe Horyzonty oraz 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zapowiadał się na jeden z największych polskich hitów Netflix ostatnich lat. Film kilka dni temu zadebiutował na platformie. Czy mamy do czynienia z dobrym kinem? Sprawdziliśmy!

"HIACYNT" - RECENZJA

Za sprawą "Hiacynta" przenosimy się do Polski lat 80. XX wieku. Kamera Piotra Sobocińskiego juniora ekranową Warszawę przedstawia jako mroczne i zatęchłe miejsce, w którym ciężko żyje się każdemu, bo nawet ci, co mają układy, zawsze mają kogoś potężniejszego nad sobą. Jeszcze gorzej, gdy jesteś homoseksualistą, a milicja przyłapie cię na miłosnych igraszkach... Od razu doczekasz się swojej teczuszki na półkach archiwów Służby Bezpieczeństwa.

Temu procederowi bezpieki z obrzydzeniem przygląda się młody i ambitny milicjant, Robert (Tomasz Ziętek), któremu rodzinne układy mogłyby zapewnić szybki i bezproblemowy awans. Tyle, że aby to się stało, trzeba byłoby siedzieć cicho i być posłusznym wobec władzy oraz zwierzchników, czego Robert robić nie zamierza. Szczególnie, gdy pozna młodego studenta, Arka (Hubert Miłkowski).

"Hiacynt" rozpoczyna się z przytupem i potencjałem. W pierwszych minutach filmu jest siła i duża energia, szczególnie gdy ekran przejmują Tomasz Ziętek i doskonały Tomasz Schuchardt, który może i gra złego glinę według starego i sprawdzonego schematu, ale jest w tym tyle stylu, że aż chce się jeszcze. Niestety, gdzieś w połowie filmu scenariusz kompletnie zapomina o oficerze Nogasiu, aby przypomnieć sobie o nim w ostatnich chwilach, gdzie i tak ten bohater zostaje zepchnięty na boczny tor. Szkoda.

Chociaż z gdyńskiego festiwalu Marcin Ciastoń wyjechał z nagrodą za najlepszy scenariusz za "Hiacynta", nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to właśnie skrypt jest głównym problemem nowego filmu Netflix. "Hiacynt" stoi na rozstaju gatunkowych dróg i właściwie do końca nie wie, w jaką stronę iść. Oczywiście, w międzygatunkowości nie ma niczego złego, ale czym innym jest sprawne żonglowanie, a czym innym fabularny chaos. "Hiacynt" trochę chce być kryminałem, a trochę filmem psychologicznym, przez co nie sprawdza się we wszystkich tych kategoriach. Ostatecznie otrzymujemy przegadane i rozlazłe kino, które w swoim finale niepotrzebnie sili się na tanie i do bólu przewidywalne kino akcji.

"Hiacynt" w Gdyni był pokazywany obok głośnego "Żeby nie było śladów". Obydwa filmy dzieją się w czasach komunistycznej Polski, w obydwu główną rolę gra Tomasz Ziętek i chociaż pozornie każdy z tych obrazów opowiada o czymś innym, to zarówno "Hiacynt", jak i "Żeby nie było śladów" w swojej wymowie mówią o bardzo zbliżonych rzeczach - system i władza potrafią zaszczuć i zniszczyć jednostkę. Aktualne do dzisiaj. Te podobieństwa tylko uwypuklają kontrast; film wyreżyserowany przez Piotra Domalewskiego blednie w zestawieniu z obrazem Jana P. Matuszyńskiego, który stworzył duszny i niedający widzowi odetchnąć film. W "Hiacyncie" tego odczucia nie ma, pozostaje jedynie obojętność, która przerywana jest pojedynczymi świetnymi scenami, jak chociażby starcie ojca i syna w pokoju przesłuchań.

"Hiacynt" ma swoje momenty, jak chociażby chwile, gdy ekran przejmują dla siebie Tomasz Schuchardt czy brawurowy Tomasz Włosok, ale to niestety za mało, aby nowy polski film Netflix określić spełnionym. To produkcja, w której drzemał ogromny potencjał, ale nie wykorzystano szansy na rozwinięcie najciekawszych wątków. Przemiana postaci granej przez Tomasza Ziętka, a już szczególnie odnalezienie się w nowej sytuacji bohaterki kreowanej przez Adę Chlebicką, w minimalny sposób wybrzmiały na ekranie, a przecież odkrywanie samego siebie przez głównego bohatera i konsekwencje tych działań były tutaj najważniejsze. Szkoda.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 18 października 2021 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Komentarze 7

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

x
xxx
Mam odczucia takie same jak autor recenzji. Świetny pomysł na film, świetnie grający aktorzy, ale to wszystko w pewnym momencie się rozłazi, trochę nie wiadomo w końcu o czym film był. Jest pokazany reżim, są rozterki bohaterów, są rozczarowania innych, ale musi też być cios w łeb.... Szkoda... Wyszedł ani kryminał, ani thriller, ani film psychologiczny.
g
gość
Czy autor recenzji, człowiek wykształcony, mógłby odmieniać słowo Netflix zgodnie z zasadami języka polskiego? "Polski film Netfliksa", nie "polski film Netflix". Do cholery!
K
Karol
A mnie sie bardzo podobal.
O
Oficer
Bobas nie był oficerem, tylko sierżantem
P
Patriota
Czy jest wątek akcji Buś ?
G
Gość
Mogliby też zrobić takie zbiorcze omówienie kilku filmów, których nie recenzowali czyli filmów Magnezja, Mistrz, Miłość do kwadratu, Small World, Zupa nic, Bartkowiak, W jak morderstwo.
g
gość
zabrakło wacków a na to czekałem
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn