Maja Sablewska, która od jakiegoś czasu pojawia się w roli eksperta od zdrowego stylu życia, nie zawsze prawidłowo się odżywiła. Sablewska przyznała, że przez długi czas zmagała się z nadwagą, jednak nie przejmowała się zbytnio rosnącą oponką.
CZYTAJ TAKŻE:
MAJA SABLEWSKA RADZI: CHCESZ SCHUDNĄĆ, MNIEJ JEDZ
SABLEWSKA: "BYŁAM REANIMOWANA W KARETCE". PO SOKU Z MARCHWI
"Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, musiałam pożegnać się z "obiadkami mamusi", które zastąpiło śmieciowe jedzenie. Codziennie zamiast obiadu fundowałam sobie baton, a najczęściej dwa. Cały dzień mogłam jeść tylko słodycze. Popijałam je oczywiście kawą - hektolitrami kawy! W pracy bywało trochę stresu, więc po powrocie do domu otwierałam lodówkę i zajadałam się na noc wszystkim, co w niej było. Uwielbiałam jeść. Oponkę na brzuchu zakrywałam duuuużymi bluzkami, więc się nią nie przejmowałam. Było mi wszystko jedno" - napisała w swojej książce Maja Sablewska.
Menadżerka przyznała również, że impuls do zmiany stylu życia dostała od swojej ówczesnej podopiecznej Dody.
"Ale pewnego dnia, w czasach kiedy pracowałam z Dodą jako jej menedżerka, w samochodzie wyciągnęłam kolejny baton, bo oczywiście od rana nic nie jadłam. Doda wtedy spytała: "Wiesz, że każdy taki baton, najmniejszy jego kawałek, odkłada się w tkankę tłuszczową, której się nigdy nie pozbędziesz?". Te słowa dotarły do mnie skutecznie, wiedziałam, że muszę coś z sobą zrobić... Boimy się szczerych słów i krytyki, nie wierzymy, że często są podyktowane życzliwością. Tymi słowami Doda dała mi pierwszy impuls do zmiany" - wyjaśniła w książce Sablewska.
CZYTAJ TAKŻE:
"SABLEWSKIEJ SPOSÓB NA MODĘ" W TVN STYLE
SABLEWSKA: CHCĘ PRZEKAZAĆ, ŻE MIĘSO TO TRUCIZNA
