
8. "Zjednoczone stany miłości" (reż. Tomasz Wasilewski)
"Zjednoczone stany miłości" to najdojrzalszy dotąd film Tomasza Wasilewskiego i chociaż jest to obraz mocno zakorzeniony w polskiej rzeczywistości, to nie można odmówić mu uniwersalnego przesłania, co potwierdził Srebrny Niedźwiedź za scenariusz na Berlinale.
Można być pod wrażeniem, jak ogromne postępy w tak szybkim czasie czyni urodzony w 1980 roku twórca. Wasilewski ma zarówno bardzo dobre oko, jak i empatię, co pozwala mu tworzyć niezwykle życiowych bohaterów. Wasilewski po rozliczeniu się z teraźniejszością w "Płynących wieżowcach", zabrał się za przeszłość, ale przecież ta historia równie dobrze mogłaby wydarzyć się dzisiaj. Bo chociaż zmieniły się czasy i do niektórych kwestii łatwiej się przyznać, to niektóre klatki schodowe wciąż są puste. Kto wie, czy dzisiaj nie są jeszcze bardziej puste i bezduszne niż dawniej. Bo nawet jeżeli pytają "ze mną się nie napijesz?", to i tak jesteśmy sami.

7. "Letnie przesilenie" (reż. Michał Rogalski)
Do tej pory nie potrafię zrozumieć, czemu film Michała Rogalskiego do polskich kin wszedł z takim opóźnieniem. Jako, że gwiazdą produkcji jest niemiecki aktor Jonas Nay i jest to niemiecka koprodukcja, to dużo wcześniej film można było obejrzeć w kinach u naszych zachodnich sąsiadów. Szkoda, ale na szczęście w żaden sposób nie umniejsza to wartości dzieła Michała Rogalskiego.
"Letnie przesilenie" jest filmem niewygodnym, zapewne wielu ten obraz zaboli, ale przecież właśnie temu powinno służyć kino – dyskusji i wymianie poglądów. Rogalski rozlicza się z historią, ale nikogo nie ocenia, dając wybrzmieć własnej opowieści. "Letnie przesilenie" to wielkie, małe kino. Film, który pomimo pozornego spokoju, bardzo mocno uderza w człowieka. Cisza, nic się nie dzieje, a w oddali słychać huk wystrzału...

6. "Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy" (reż. Janusz Majewski)
Janusz Majewski ciągle jest w formie, co potwierdzają uroczy "Excentrycy". To kino bez szarżowania, nastawione na ciekawą historię, intrygujących bohaterów oraz przede wszystkim humor i doskonałą muzykę. Kino w starym stylu, dostojne i z szykiem.
Wisienką na torcie „Excentryków” jest naturalnie muzyka, będąca pełnoprawnym bohaterem produkcji. Ścieżka dźwiękowa, która powstała pod wodzą Wojciecha Karolaka, zachwyca. Te dźwięki są w stanie poruszyć chyba każdego. Na szczęście album z muzyką z filmu jest już w sklepach i po seansie można w domowych czeluściach odpłynąć słuchając wokali Natalii Rybickiej oraz Sonii Bohosiewicz.
W jednej ze scen bohater kreowany przez Macieja Stuhra mówi, że chciałby, aby jego życie wyglądało jak hollywoodzki film. I właśnie w takim kierunku podąża obraz Janusza Majewskiego, bo „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” to zabawna, ciekawa i optymistyczna opowieść o miłości zarówno do jazzu, jak i kobiety. W końcu muzyka jest lekiem na całe zło i dzięki niej można odciąć się od smutnej rzeczywistości. Świetny film.

5. "Prosta historia o morderstwie" (reż. Arkadiusz Jakubik)
Arkadiusz Jakubik to nie tylko doskonały aktor, ale swoim drugim filmem potwierdził, że jest również bardzo dobrym reżyserem. "Prosta historia o morderstwie" ma chyba wszystko, co dobry film mieć powinien; są bohaterowie z krwi i kości, jest mocna historia i zbijające z tropu zakończenie. W skrócie: jest dobrze. Nawet bardzo. A Filip Pławiak wyrósł na jednego z najciekawszych polskich aktorów przed 30-stką.
"Prosta historia o morderstwie" to film kompletny, od początku do końca angażujący w opowiadaną historię. Arkadiusz Jakubik poczynił ogromny progres od czasu swojego reżyserskiego debiutu w 2010 roku („Prosta historia o miłości”) i widać, że jest głodny kreowania własnych światów po drugiej stronie kamery. Jakubik miejscami czerpie od Wojciecha Smarzowskiego, ale nie kopiuje. Podobnie jak chociażby Jacek Poniedziałek reżyserując w teatrze inspiruje się i zapożycza od Krzysztofa Warlikowskiego (zobaczcie spektakl „Osama bohater” studentów warszawskiej Akademii Teatralnej), tak samo robi Jakubik, lecz to tylko niektóre elementy, finalnie składające się na odrębny i zupełnie inny język reżyserii. Po seansie mogę powiedzieć tylko jedno – proszę o więcej filmów, panie Arkadiuszu.