"NIEWŁAŚCIWA MISSY" - RECENZJA
Robisz to, chwytasz za pilota, odpalasz przycisk z napisem NETFLIX i widzisz w gigantycznej wielkości rekomendacjach nową komedię. Hmmm, pewnie znowu jakiś marny szajs - myślisz. Ale nie chce ci się wertować serwisu w poszukiwaniu perełek i tracić kolejnych cennych minut ze swojej doby, więc odpalasz propozycję amerykańskiego giganta. Wiesz, że uległeś i pewnie będziesz żałować po seansie, ale zwyczajnie chcesz się zrelaksować przed TV i zapomnieć o wszystkim dookoła. I tutaj "Niewłaściwa Missy" o dziwo będzie całkiem milutkim wyborem.

Piszę "o dziwo", bo kompletnie nie spodziewałem się niczego dobrego po nowej produkcji sygnowanej symbolem Netflix Originals. Często, gdy Netflix rekomenduje kolejną produkcję z logo N na okładce, to okazuje się, że dostajemy piekielnie nudne i wtórne kino, jak chociażby ostatnio "Groźne kłamstwa". I chociaż wtórność można (a nawet trzeba!) zarzucić "Niewłaściwej Missy", to jednak nie ma tutaj ani grama nudy. "Niewłaściwa Missy" tryska schematami oraz kalkami na lewo i prawo, ale film Tylera Spindela nie miał ambicji, aby zredefiniować gatunek komedii romantycznej. I całe szczęście, bo twórca "Ojca roku" sprawnie żongluje szablonowością gatunku, jednocześnie mieszając ze sobą żelazne zasady komedii romantycznej z feministyczną nutką, która sprawdziła się zarówno w "Złych mamuśkach", jak i "Rance na weselu".
Już sam tytuł wyjaśnia główny wątek "Niewłaściwej Missy", a mianowicie życiowy nieudacznik i korpo ludek Tim Morris (David Spade) przez przypadek poznaje piękną Missy (Molly Sims), która kiedyś była misską. Jakimś cudem wpadł jej w oko, więc po małych macankach, które nie zostają skonsumowane, zostaje z numerem telefonu blondwłosej piękności w ręku. Nasz uroczy nieudacznik niedługo wybiera się na wyjazd integracyjny wraz z resztą załogi korpo, gdzie ma ochotę przypodobać się swojemu szefowi (ależ typóweczka!), więc postanawia zabrać ze sobą Missy, coby koledzy i koleżanki zobaczyli, że mimo nieposiadania mitycznych 180 cm wzrostu i 15K na rękę, udało mu się zdobyć serce kobiety 8/10. Jednak, gdy w telefonie zapisany jest numer jeszcze jednej Missy, którą akurat poznał na randce w ciemno, z której ewakuował się przez okno wychodka, bardzo łatwo o pomyłkę...
Podoba mi się prostota "Niewłaściwej Missy". Właściwie od pierwszych minut doskonale wiemy, jak ta historia się skończy, ale dzięki szalonej Missy, która jest licencjonowaną specjalistką od wszystkiego, począwszy od reanimacji, przez hipnozę, po seksualne trójkąty, ogląda się to naprawdę doskonale. Tak właściwie "Niewłaściwa Missy" to koncert doskonałej Lauren Lapkus, która kradnie każdą scenę, sprawiając, że David Spade właściwie może zamilknąć, bo i tak nikogo nie obchodzi. To ona jest królową ekranu, który chwyta swoim talentem i nie oddaje nikomu do końca.
"Niewłaściwa Missy" jest przewidywalna, wulgarna i przepełniona tanim humorem, ale... co z tego? Jest tutaj flow i energia, o czym niektóre komedie romantyczne mogą tylko pomarzyć. Lauren Lapkus szaleje na ekranie, sprawiając, że po prostu płakałem ze śmiechu podczas seansu. Idealna rozrywka na wieczór. I humor gituwa.
Ocena: 6/10
