Policjant i prawdopodobny przestępca. Opowiedzcie o swoich rolach w filmie „Napad”.
Jędrzej Hycnar: W filmie „Napad” Michała Gazdy gram Kacpra młodego ochroniarza, który decyduje się na pewien czyn, aby odmienić swoje dotychczasowe życie. Chce tego dokonać, ponieważ jego sytuacja materialna, zresztą jak i osobista, nie jest zbyt lekka. To chłopak, który jest bardzo wrażliwy. Najwyższą wartością, jaką ceni, jest rodzina.
![Olaf Lubaszenko i Jędrzej Hycnar w filmie „Napad” zafundowali widzom koncert emocji! Opowiedzieli nam o filmie Netflix! [WYWIAD]](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/bb/f3/671615b0200a9_p.jpg?1729500592)
Olaf Lubaszenko: Jeżeli chodzi o mojego bohatera, Gadacza, on z natury rzeczy trochę więcej przeżył, bo jest ciut starszy. Chyba pokolenie, Jędrzej, ile nas dzieli?
Jędrzej Hycnar: Jedno pokolenie!
Olaf Lubaszenko: To nie tak źle (śmiech). Wracając do mojego bohatera, już jako dorosły człowiek przeżył lata 70. i 80., czyli ten trudny czas, gdy w Polsce działo się wiele dramatycznych, przełomowych rzeczy. Jako że był milicjantem, to został, chcąc nie chcąc, wplątany w rozmaite, nie do końca czyste sprawy. Śmiało też można powiedzieć, że w jego życiorysie są pęknięcia, które skrzętnie wykorzystują ludzie potrzebujący Gadacza do swoich celów.
O czym dla Pana jest to film?
Olaf Lubaszenko: W dużej mierze jest to historia człowieka, który chce robić swoje. Chce uczciwie na to zapracować. Nie zależy mu na sukcesie, nie o to w tym filmie chodzi. Mój bohater chce zgodnie z zasadami rozwiązać sprawę, którą mu powierzono. Jednak gdzieś tam w tle jest polityka, są manipulacje, pewne rozgrywki. I chociaż Gadacz jest doświadczonym policjantem, to nie do końca potrafi sobie z tym poradzić. To ważny aspekt tego filmu. Mam nadzieję, że widzowie zwrócą na to uwagę, bo to jest obraz zmagania się człowieka z jakimiś niewidocznymi siłami, które próbują nim kierować. Chociaż lata mijają, mam wrażenie, że ten mechanizm wciąż ma się dobrze, dlatego może być to dojmujące też dla dzisiejszego widza, bo okazuje się, że to nie jest właściwość tylko lat 80. czy 90.
Lata 90. to właściwie równoznaczny bohater „Napadu”.
Olaf Lubaszenko: Dla mnie też o tym jest ten film. Nie da się ukryć, to były lata, które przeżyłem najintensywniej. Byłem wtedy młody, bardzo wiele rzeczy robiłem... no może nie po raz pierwszy, ale drugi w życiu (śmiech). To był czas takiego rozpędu, zarówno zawodowego, ale też osobistego. Wtedy urodziła się moja córka. Wówczas też najmocniej przeżywałem to, co mnie otacza, co mnie dotyka. Co jednak ciekawe, ówczesne zjawiska polityczne czy społeczne, które dzisiaj wspominamy, słabo pamiętam. Mniej to wtedy mnie interesowało. Z kolei dzisiaj nie odrywam oczu od pasków informacyjnych.
Jędrzej Hycnar: Tamte czasy kompletnie nie są mi znane, ale chcę jeszcze nawiązać do tego, co mówił Olaf, bo z tego wynika coś, czego nie powiedziałem o swojej postaci. Kacper jest właściwie w takim momencie, w którym chce wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Dla niego to jest przełomowy czas, takie trochę wejście w dorosłość. To też jest ważny temat tego filmu. On wszystkie czyny, które popełnia, robi poniekąd przez historię swojej rodziny, za którą teraz chce wziąć odpowiedzialność. Za wszelką cenę chce poprawić swoją sytuację materialną. Natomiast odnośnie do lat 90., to pamiętam je jedynie z opowieści i... filmów, w których grał Olaf (śmiech).
Olaf Lubaszenko: Że zacytuję „Misia” - to już z samych filmów wiesz, jak było (śmiech).
Jędrzej Hycnar: To jest bardzo ciekawe, że co prawda Olaf doskonale pamięta tamte czasy, ale w tej robocie jest coś takiego, że niezależnie od tego, o którym roku rozmawiamy, to przeniesienie się w dane realia, daje ci jakieś wyobrażenie o tamtych czasach. Jednak stoisz, obracasz się dookoła i właściwie to widzisz. Chociażby scena na bazarze; to było coś takiego, że ja pomyślałem sobie: OK, to tak było, to tak mieliście.
Olaf Lubaszenko: Dzisiaj spotykamy się na tę rozmowę w jednym z takich najbardziej nowoczesnych i powiedzmy aspirująco-eleganckich miejsc w stolicy, natomiast kiedyś mieściła się tutaj wytwórnia piwa, w której miałem zdjęcia w 1986 roku przez dwa albo trzy tygodnie. Zawsze, gdy się tutaj pojawiam, to mówię sobie: Boże, jaką my przeszliśmy drogę w te ponad 30 lat, że tak naprawdę otacza nas całkowicie inny świat. Akurat bazar istnieje w niezmienionym kształcie, bowiem Bazar Różyckiego jest zasłużonym miejscem w polskiej popkulturze. I chociaż na nim się nic nie zmieniło, to Polska się zmieniła. I między innymi po to też warto zobaczyć „Napad”, żeby zrozumieć jaką drogę przeszliśmy przez te wszystkie lata. Swoją drogą, warto zaznaczyć, że „Napad” wygląda tak, jakby powstał w tamtym czasie. To świadomy zabieg twórców, od reżysera, przez operatora Tomka Augustynka, po kostiumografów i scenografów, aby powstało wrażenie, że jest to film z lat 90. I mam nadzieję, że to się udało. Jeszcze chcę nawiązać do tego, co powiedział Jędrek; to bardzo cenna obserwacja, że twój bohater chce wziąć odpowiedzialność za swoje życie, bo – czego wiedzieć nie możesz, a ja pamiętam bardzo dobrze – sztandarowym hasłem tej przemiany, która się dokonała, było: Weź sprawy w swoje ręce. I myślę, że ktoś, kto obejrzy „Napad” i sobie przypomni to hasło, to będzie miał o czym myśleć.
Jędrzej Hycnar: Czytając scenariusz, wyobrażając sobie swoją postać, szukam jej pewnych motywacji. Czasem usprawiedliwienia. Chcę wiedzieć, co się z czego bierze. W przypadku Kacpra to nie było łatwe, żeby w tym wszystkim znaleźć jakieś dobre chęci i o nich pamiętać. Dopiero wchodząc na plan, go zrozumiałem: zakładając te, a nie inne buty, tę rozwalającą się na każdym ujęciu kurtkę, którą Kacper ma tylko jedną i wchodząc w te szare ulice, widząc kadr, który nie kipi nie wiadomo jakim kolorem… To, w jakich realiach żył. W jednym momencie zniknęła perspektywa 27-letniego Jędrzeja, który mieszka w Warszawie, a pojąłem ówczesne podłoże społeczno-polityczno-gospodarcze. Wszystko dookoła wyglądało naprawdę inaczej. To wartość „Napadu”.
Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że wasi bohaterowie to poniekąd ofiary transformacji. Z jednej strony policjant, któremu dostaje się za to że był w milicji, jest wyzywany od ubeków i cały czas musi mierzyć się z przeszłością, a z drugiej młody chłopak, który ciągle dostaje ciosy od życia, dlatego podjął taką, a nie inną decyzję.
Olaf Lubaszenko: Ofiary transformacji to oczywiście trafne spostrzeżenie, ale nie jedyne, które może posłużyć do oceny postaw tych bohaterów. Gadacz ma złamany życiorys, a Kacper próbuje go sobie ułożyć i niestety na naszych oczach go sobie łamie. To jest interesujące zderzenie i być może stąd rodzi się pewna nić empatii, bo nie sympatii, ze strony policjanta do Kacpra. Pamiętam dość dobrze ducha tamtych lat i z mojej perspektywy wydaje mi się, że byliśmy wtedy wszyscy potwornie zdezorientowani. Wszyscy przeżyliśmy rewolucję, która dokonała się w naszych najbliższym otoczeniu, ale też w skali globalnej. Na naszych oczach niszczono autorytety, z kolei inne same się kompromitowały. To był czas pewnego zagubienia, zresztą w wielu obszarach trwa on do dziś, a nawet się pogłębia. Ale w tamtych czasach grunt całkowicie usunął się nam spod nóg, zamiast być fundamentem. Proszę mi uwierzyć, w 1986 roku wielu ludzi, nawet mądrzejszych ode mnie, nie podejrzewało, że kiedykolwiek zostanie skruszony niezłomny, nienaruszalny sojusz ze szczęśliwie nieistniejącym już Związkiem Radzieckim i przestanie panować w Polsce ustrój socjalistyczny. Dlatego „Napad” jest dla mnie ważny, bo patrząc na niego mogę lepiej zrozumieć tamten czas.
To, co podoba mi się w „Napadzie”, to detale. Czy pojawił się jakiś sentyment w scenie, gdy staje pan przed plakatem „Psów”? Filmu, który poniekąd pan wymyślił.
Olaf Lubaszenko: Z tym wymyślaniem, to sprostujmy raz na zawsze, bo to brzmi nieskromnie i uzurpatorsko. Rzeczywiście namawiałem reżysera Władysława Pasikowskiego, żeby po filmie „Kroll”, który opowiadał o wojsku, zrobił film o policji, o tym, co się tam zmienia i jakie zachodzą procesy oraz mechanizmy. Przyłożyłem też rękę do nazwisk głównych bohaterów, ale film w całości powstał w głowie Władysława Pasikowskiego i dlatego chcę ten temat, że tak powiem, uroczyście podkreślić grubą kreską. Natomiast co do sceny, to był pomysł albo reżysera, albo scenografa, i jakoś tak samo wyszło, że gdy Gadacz wchodzi do wypożyczalni kaset wideo, to widzi plakat „Psów” i się zatrzymuje. Ja bym nie mógł przejść obok tego plakatu obojętnie i się nie zatrzymać, a że jest do tego pewien kontekst i bagaż, to tylko dobrze robi filmowi. Ale podkreślmy, że to nie ja wymyśliłem „Psy” (śmiech)!
Czego nawzajem nauczyliście się od siebie na planie? Czego mógł się młody aktor nauczyć od weterana, a czego weteran od młodego aktora?
Jędrzej Hycnar: Chyba będzie mi prościej powiedzieć (śmiech). Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to zdziwienie, gdy zobaczyłem, że Olaf jest zestresowany. Wtedy coś we mnie puściło. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę w garderobie i już na samym starcie świetnie się dogadywaliśmy, a to wcale nie jest takie oczywiste. Różne są podejścia i ta przestrzeń, którą sobie wypracowaliśmy już od pierwszej próby online, dała mi swobodę i spokój, że niczym nie muszę się przejmować i coś komuś udowodniać. Poczułem, że jesteśmy w tym partnerami.
Olaf Lubaszenko: Mnie z kolei jest łatwiej podchodzić w ten sposób, bo w filmie zaczynałem już jako dziecko. Potem dużo grałem jako nastolatek, następnie przez lata byłem najmłodszym w różnych zespołach aktorskich i dobrze pamiętam, jak zachowywali się starsi koledzy i pamiętam, że gdy był stwarzany dystans, podkreślano różnicę w dorobku i doświadczeniu, to po prostu nic dobrego z tego nie wynikało. Czułem się fatalnie i wspominam te momenty strasznie. Nie wiem, czy wyszło to w naturalny sposób, czy sobie to kiedyś obiecałem, ale czuję, że to mój obowiązek, żeby być ok, żeby być w porządku wobec reszty zespołu i wspierać się nawzajem. Dla mnie to było oczywiste. Właśnie w ten sposób staram się myśleć o tym zawodzie, również w pracy reżysera.
Jędrzej Hycnar: To wszystko przenosi się na ekran. Jak przyjeżdża się na plan i ma się tylko dwa bądź trzy dni zdjęciowe, to można to przeżyć, ale jeżeli z kimś ma się zrobić cały film, to niezdrowa atmosfera bardzo wpływałaby na to, co później oglądają widzowie. W wielu tematach trzeba po prostu się dogadać; oczywiście, ja nie mam takiego doświadczenia jak Olaf, nawet jakbym się skichał (śmiech), ale wobec niektórych rzeczy trzeba znaleźć nić porozumienia.
Olaf Lubaszenko: Ze dwa razy tak miałem, że grałem z kimś, kogo się panicznie bałem. Obaj już nie żyją i są wielkimi aktorami, o których pisze się w encyklopediach. Może kiedyś napiszę o tym w książce. Nie było źle, ale mogło być dużo lepiej. Dlatego miałem otwarte serce dla Jędrka od początku i ujęło mnie w nim to, że potrafi słuchać. Ale nie uwag, bo nie na tym polegała nasza relacja, tylko słuchał tego, co partner mówi. Nie tylko w dialogu filmowym, ale w normalnej rozmowie, o wszystkim i niczym. Jak to w robocie.
Na koniec, porozmawiajmy o paniach, które wam towarzyszą na ekranie. Z jednej strony Wiktoria Gorodeckaja, ikona teatru, doskonała aktorka, której na szczęście jest coraz więcej w filmie i telewizji, a z drugiej fantastyczna młoda aktorka, odkrycie tegorocznego festiwalu w Gdyni, czyli Nel Kaczmarek.
Olaf Lubaszenko: Nie możemy też zapomnieć o Magdzie Boczarskiej, od której ten film się zaczyna i to ona pociąga za wszystkie sznurki. Wspaniała rola. W ogóle myślę, że ten film jest bardzo ciekawie obsadzony i nie jest to zrobione w sposób oczywisty. Tutaj ukłon w stronę Ewy Brodzkiej, reżyserki obsady. Dzisiaj dostrzegam, że rośnie rola reżysera obsady, kiedyś to nie było takie oczywiste.
Jędrzej Hycnar: To też jest ciekawe, bo dla mnie to jest oczywista funkcja i trudno mi sobie wyobrazić, jak funkcjonowano bez tego.
Olaf Lubaszenko: No właśnie, było inaczej. Ktoś komuś coś powiedział, że widział gdzieś kogoś, kto jest podobny do kogoś i zna się z kimś. W ten sposób to działało, gdy nie było internetu. Oczywiście teatr był decydujący. Chodzili tam reżyserzy bądź drudzy reżyserzy i stamtąd wyciągali aktorów, ale i tak kończyło się tym, że grała pewna określona grupa ludzi (śmiech). Teraz to się trochę zmienia. Ci sami, co mają grać, to grają (śmiech) i ich pozycja nie jest zagrożona, ale są też miejsca, gdzie obsady nie są takie oczywiste.
Jędrzej Hycnar: Teraz po raz pierwszy zdarzyło mi się, że bez castingu po prostu zadzwonił do mojej Agentki Juliusz Machulski i zaprosił mnie do „Vinci 2”. Już mogę o tym mówić i jest to szalenie miłe.
Olaf Lubaszenko: Wracając do wątku pań; bardzo interesującą relację ma mój bohater z postacią, którą gra Wiktoria Gorodeckaja. Znałem z jej dokonań, nie osobiście, ale myślę, że udało nam się nawiązać taką dobrą, ludzką relację. Magdaleny Boczarskiej i jej talentu przedstawiać nie musimy. To właśnie kobiety wyznaczają trochę granice tego świata i go napędzają, a panowie toczą walkę. To jest ciekawe, bo od pierwszej do ostatniej minuty każdy z naszych bohaterów o coś walczy. Dlatego warto obejrzeć „Napad”.
Rozmawiał Krzysztof Połaski
Olaf Lubaszenko i Jędrzej Hycnar w filmie „Napad” zafundowal...
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl