"PRIME TIME" - RECENZJA
Jakub Piątek to jeden z najciekawszych twórców wśród młodych polskich filmowców. Doskonale pokazała to etiuda "Users" (2018), gdzie Piątek na tapet wziął temat samotności w cyfrowych czasach, gdzie paradoksalnie w zasadzie wystarczy kilka kliknięć i jesteśmy w stanie połączyć się z dowolną osobą żyjącą w jakimkolwiek miejscu na świecie. Tyle, czy to jest w stanie zapełnić duchową pustkę związaną z brakiem kontaktu z żywym człowiekiem? Brakiem zainteresowania ze strony drugiej osoby?

Właściwie te same tematy powracają w filmie "Prime Time", z tą różnicą, że tutaj Jakub Piątek przenosi widzów do świata, który już jest przeszłością - analogową rzeczywistość, w której telewizja stanowiła najważniejsze medium, a telefon komórkowy dopiero zaczynał pretendować do miana gadżetu, bez którego ludzie nie ruszają się z domu. Internet? Panie, a na co to komu! Przełom roku 1999 i 2000 był specyficzny; ludzie obawiali się, jak na zmianę daty zareagują komputery, niektórzy panikowali, jakby za moment miał skończyć się świat. No i Daewoo Matiz wydał się doskonałą nagrodą w teleturnieju. Ach, kiedyś to było.
Co by się wydarzyło, gdyby do stacji telewizyjnej, w ostatnich godzinach roku 1999, wdarł się uzbrojony napastnik, który koniecznie chce wygłosić na żywo swoje orędzie do narodu? Na to pytanie stara się odpowiedzieć nam Jakub Piątek, który rekonstruuje duszne telewizyjne studio i wprowadza do niego uzbrojonego Sebastiana (Bartosz Bielenia), który bierze dwójkę zakładników - gwiazdę telewizji, Mirę (Magdalena Popławska) oraz skromnego ochroniarza (Andrzej Kłak). Czy zostanie wpuszczony na antenę? Czy ludzie usłyszą jego przesłanie? Kim jest i dlaczego to robi?
Czasem, aby zrozumieć przekaz, wcale nie trzeba go dosłownie wykładać. Jakub Piątek oraz - będący współscenarzysta filmu - Łukasz Czapski doskonale zdają sobie z tego sprawę. To, co niewypowiedziane, brzmi najgłośniej. W tym przypadku sprawdza się to doskonale, a "Prime Time" staje się zarówno zapisem do bólu przejmującej samotności, jak i dosadną krytyką mass mediów, które próbują kreować trendy, pomijają to, co naprawdę wartościowe i istotne, skupiając się na tabloidowości oraz prostactwie. Pytanie tylko, na ile media rzeczywiście odpowiadają za ten stan rzeczy, a na ile muszą grać pod dyktando widzów. To też głos odrzuconych, wiecznie pomijanych, spychanych na krawędź społeczeństwa, którzy są zrezygnowani i zdenerwowani do tego stopnia, że w końcu powiedzą "sprawdzam". Już nie mają niczego do stracenia, a wszystko jest lepsze od bierności.
"Prime Time" to emocjonalna petarda, gdzie akcja wjeżdża na pełnej już od pierwszej minuty. Tutaj nikt nie traci czasu na zbędne przedstawianie bohaterów. Kamera, akcja, lecimy. Bartosz Bielenia po raz kolejny zachwyca na ekranie, jednak show w pełni kradnie dwóch innych panów; Dobromir Dymecki oraz Andrzej Kłak, którzy tworzą pełnokrwistych i wyrazistych bohaterów. Dorzućcie do tego bezbłędną scenografię i kostiumy, wybornie oddające przełom 99/00, co finalnie daje nam bardzo dobry film. Świetnie się to ogląda. Jedna z najciekawszych propozycji w programie tegorocznego Sundance Film Festival.
Ocena: 7/10

Gdyńska Arka postawiła się Treflowi Sopot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?