Za mną ostatni odcinek "Tabu" - serialu, który przyciąga niezwykłymi zdjęciami, świetną scenografią, kostiumami, intrygującym mrocznym klimatem - i to by było na tyle. Do końca wierzyłam, że produkcja z Tomem Hardym w roli głównej, okaże się realizacyjnym majstersztykiem, wypełnionym po brzegi genialnymi wątkami i zwrotami akcji, ale tak się nie stało.
Serial, który rozczarował, czyli kilka gorzkich słów prawdy o brytyjskiej produkcji
Od strony fabularnej "Tabu" to nielogiczna kicha i zaledwie kilka spektakularnych momentów. Zacznijmy od śmierci ojca głównego bohatera, która miała być kluczowa dla całej fabuły, a skończyło się jakimś marnym... No właśnie nie bardzo wiem, jak to nazwać, ale wplątanie w zabójstwo poczciwego kamerdynera, to ze strony twórców naprawdę słaby żart. Jeszcze większą (fabularną) kpiną okazał się sposób, w jaki główny bohater serialu przyjął tę sensacyjną informację. Jak już jesteśmy przy morderstwach, to nie sposób nie wspomnieć o śmierci Winter, która również miała mieć duży wpływ na rozwój akcji, a sprowokowała jedynie kilka (niecelnych) strzałów.
Największy problem mam jednak z wątkiem Jamesa i Zilphy, który prowadzono zupełnie bez pomysłu, co zresztą pokazuje finał. Ot, żeby mieć kontrowersyjny motyw i na tym koniec. Zero emocji. Zero konsekwencji. Po co więc tak sztucznie i na siłę zapychać fabułę? Komu to było potrzebne? Chyba nie postaci Jamesa - w jego przypadku nawet cieknąca po policzku łza, kiedy zapoznawał się z listem samobójczym ukochanej siostry, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
W całym tym fabularnym szaleństwie nie ma żadnej metody, może więc być ono dyskretną sugestią dla widzów, że Tom Hardy, jego ojciec Chips oraz sam Ridley Scott i Steven Knight nie gwarantują takiej jakości, jakiej można było się po nich spodziewać.
Finał "Tabu" ma oczywiście swoje bardzo dobre momenty. Jednym z nich jest m.in. bitwa w dokach w 8. odcinku, ale nawet doskonałe ujęcia, wydają się niczym w porównaniu z łzawym zakończeniem - odpłynięciem załogi Delaney'a na statku w świetle zachodzącego słońca...

Dla mnie "Tabu" to jeden z bardziej nierównych seriali, jakie oglądałam - przegadany i przewątkowany, pełen błędów i nieścisłości, które odbierają prawdziwą przyjemność z oglądania. Zagubienie twórców w scenariuszowych zawiłościach jest dość mocno odczuwalne i nawet bardzo dobra realizacja od strony technicznej, niczego widzom nie rekompensuje.
Z czym zostawił mnie finał "Tabu"? Ze stertą martwych ciał i pogrzebaną nadzieją na satysfakcjonujący koniec.
