"365 dni: Ten dzień" [RECENZJA]. Stosunek goni stosunek i stosunkiem pogania. Film na podstawie powieści Blanki Lipińskiej podbija Netflix

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Netflix/Karolina Grabowska
Od premiery filmu "365 dni" minęły dwa lata i wciąż zadziwia mnie skala fenomenu tej produkcji. Wystarczyło, że film pojawił się na Netflix i w jednym momencie stał się w najgłośniejszym polskim filmem na świecie w ostatnich latach. Czy nam się to podoba, czy nie, to fakt, któremu nie zaprzeczymy. Teraz jego drogą ma szansę iść kontynuacja pt. "365 dni: Ten dzień". Sprawdźcie naszą recenzję.

"365 DNI: TEN DZIEŃ" - RECENZJA

Seks i luksus to dwie rzeczy, które od wieków sprzedają się najlepiej. Jeżeli je połączymy, to sukces mamy niemalże murowany. I dotyczy to chyba (prawie) każdej dziedziny życia; spójrzcie tylko na Instagram czy TikTok. Co tam się najlepiej klika? Zgrabne - i często skąpo ubrane - panie, które często pozują w otoczeniu, które Barbara Wolańska z "Kogla mogla" nazwałaby jakby luksusowym. Czasy się zmieniają, ale ludzie nie. Nasze instynkty i pragnienia pozostają takie same. I poniekąd trylogia "365 dni", bo trzeci film już przecież jest w drodze, jest tego ekranizacją.

"365 dni: Ten dzień" przedstawia nam kolejny etap niełatwego związku Laury (Anna-Maria Sieklucka) i Massimo (Michele Morrone). Zaczyna się od ślubu, a właściwie od przedmałżeńskiego seksu tej dwójki milusińskich, którzy na ekranie prezentują fikołki w przeróżnych konfiguracjach, pozycjach oraz przy wsparciu różnych gadżetów. I bardzo fajnie. Gorzej tylko, że wszystkie sceny erotyczne są przerażająco nudne i pozbawione jakiejkolwiek chemii pomiędzy - bądź co bądź - parą kochanków. Już prawdziwe filmy porno potrafią mieć w sobie więcej namiętności. Tutaj widzowie otrzymują wyzute z emocji sceny erotyczne, które właściwie są bardzo grzeczne, gdyż nie uświadczycie w nich męskich narządów płciowych, a całość wygląda jak teledysk, bo każda ze scen musi być obowiązkowo okraszona losowo wybranym popowym kawałkiem.

"365 dni: Ten dzień" [RECENZJA]. Stosunek goni stosunek i st...

Może można byłoby przymknąć na to oko, gdyby nie fakt, że pierwsze pół godziny filmu praktycznie składa się z samych takich scen. Seks goni seks i popędza seksem. W tym szaleńczym erotycznym maratonie nie ma większego miejsca na fabułę, która zaczyna się zarysowywać wyraźniej mniej więcej w połowie produkcji. Wówczas na ekranie pojawia się on - Nacho (Simone Susinna) - bohater, na którego fanki produkcji czekały najbardziej. I chociaż jest to postać zbudowana z wszelkich możliwych stereotypów, zresztą podobnie jak reszta bohaterów, to Simone Susinna na ekranie prezentuje się najbardziej solidnie. Zaryzykuję stwierdzenie, że aktorsko to on przoduje w tej produkcji.

Niestety, takie słowa trudno kierować w stronę reszty obsady. Anna-Maria Sieklucka jest bezbarwna jako Laura i jeżeli próbowała bawić się swoją bohaterką, to te sceny prawdopodobnie wycięto. Michele Morrone, jako Massimo, jest zdecydowanie najgorszy. Człowiek o jednym wyrazie twarzy, który na myśl przywodzi parodię gangstera, a nie włoskiego bandziora z krwi i kości. Nic do grania nie mają Magdalena Lamparska i Otar Saralidze, a szkoda, bo ta dwójka chociaż próbowała przełamać napuszony charakter tej produkcji.

Największym problemem filmu "365 dni: Ten dzień" jest scenariusz, który niewiele oferuje widzowi. Nie dość, że przez pierwsze minuty oglądamy wyłącznie sceny kopulacji w różnych sceneriach, to później, gdy na ekranie fabularnie zaczyna się coś dziać, to niestety dostajemy karykaturę filmu akcji. Gdyby to nie było na poważnie, to oglądalibyśmy naprawdę kapitalną komedię, wręcz pastisz wariacji na temat włoskiego kina gangsterskiego i romansu, ale niestety ten film jest poważny i pospinany, niczym nasterydowany ochroniarz na bramce w klubie. Aczkolwiek, podczas, teoretycznie dramatycznego, finału trudno powstrzymać śmiech.

"365 dni: Ten dzień" już jest hitem na Netfliksie i być może powtórzy sukces swojego poprzednika. Swoją drogą, to fascynujące, że produkcja, która mocno gloryfikuje dominację stereotypowej męskości i monetyzuje erotykę, jest jednym z największych przebojów na platformie, która bardzo chce uchodzić za światłą, tolerancyjną oraz antyprzemocową. W momencie, gdy w grę wchodzą duże pieniądze, ideały idą robić to, co Massimo i Laura robią w tym filmie najczęściej. I to tyle, jeżeli chodzi o najnowszy film duetu Barbara Białowąs i Tomasz Mandes. Jeżeli oglądaliście pierwszą część, to doskonale wiecie, czego spodziewać się po drugiej. I nawet nie oczekujcie, że otrzymacie coś lepszego.

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski
[email protected]
Recenzja została pierwotnie opublikowana 29 kwietnia 2022 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn