Nuda, nic się nie dzieje - tymi słowami chyba najlepiej opisać najnowszą edycję "Big Brothera". Uczestnicy pozbawieni charyzmy, gołym okiem widoczna reżyseria i próby manipulacji widzami programu - to chyba dostrzegł każdy, kto obejrzał chociaż jeden odcinek nowej wersji "Big Brothera".
Zamiast prawdziwych emocji, mamy kłótnię o to, kto zjadł jajko. Chyba dobitniej nowej edycji "Big Brothera" podsumować się nie da. Do tego sztucznie podsycane konflikty i uczestnik, który prawdopodobnie ma za zadanie tak sterować grupą, aby coś się działo. Pytanie tylko - po co to wszystko?
W czasach, gdy niemal wszystko można obejrzeć na portalu YouTube, jaki sens ma "Big Brother"? O to zapytaliśmy Edwarda Miszczaka, dyrektora programowego TVN, który odpowiedział nam:
"Big Brother" jest na kilkudziesięciu rynkach do dzisiaj. Teoretycznie na YouTube można obejrzeć wszystko, ale co to jest wszystko? Netflix tego nie zrobi. To jest klasyczny, cudowny format telewizyjny, który na swój pokład przyjmie wszystko, co jest fotografią danego czasu. To jest opowieść o Polakach dzisiaj.
