Jej tajemnica dobrego wyglądu polega na tym, że upływający czas nie spędza jej snu z powiek.
Jej nazwisko w obsadzie filmu czy serialu jest zawsze gwarantem wysokiej oglądalności i kasowego sukcesu. Medialnej popularności może pozazdrościć jej niejedna gwiazda. Bowiem Danuta Stenka trafia na okładki magazynów nie za sprawą skandali z jej udziałem, ale z powodu nowych zawodowych wyzwań, które podejmuje, i których się nie boi.
Wygląda na to, że potrafi zagrać każdą rolę. Na deskach teatru jest tytułową bohaterką z "Poskromienia złośnicy" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Doskonale odnajduje się także na planie komercyjnej produkcji, tak jak to było w przypadku "Nigdy w życiu". W romantycznej komedii Janusza Zaorskiego zagrała postać Judyty - kobiety w średnim wieku, którą mąż zostawia dla młodszej kochanki.
Ostatnio możemy ją podziwiać w roli dyrektora toruńskiego szpitala w serialu "Lekarze", który jest emitowany na antenie TVN. Teatr, film, komedia. Jak ona to robi? - zastanawiają się miłośnicy jej aktorskiego talentu.
Ogromną popularność przyniosła jej właśnie rola Judyty w "Nigdy w życiu". Danuta Stenka stała się wówczas ikoną popkultury, uwielbianej szczególnie przez kobiety, pragnące odmienić swoje życie, tak jak grana przez nią bohaterka. Bowiem Judyta - początkowo zraniona przez swojego męża - odnajduje w końcu prawdziwą miłość i wreszcie czuje się speł- niona i szczęśliwa.
Film, na podstawie książki Katarzyny Grocholi, pokazywał także, jak wiele może osiągnąć kobieta, która nabierze dystansu do siebie, wiary w swoje możliwości i wreszcie zacznie o siebie dbać. Od tego momentu Danuta Stenka zaczęła uosabiać wszystkie te pragnienia i dążenia kobiet.
CZYTAJ TAKŻE:
"LEKARZE" - NOWY SERIAL TVN POKAŻE NA JESIENI
DANUTA STENKA ZAROBIŁA PÓŁ MILIONA
W "Nigdy w życiu" aktorka zgodziła się także wystąpić w bardzo odważnej scenie i pod koniec filmu możemy oglądać jej biust prześwitujący przez koszulę mokrą od deszczu. Stenka wyglądała tu seksownie i pociągająco. Nie zdecydowała się na dublerkę, dając wszystkim kobietom do zrozumienia, że nawet w okolicach pięćdziesiątki mogą czuć się młodo i pięknie.
Tak narodził się wizerunek silnej i wiecznie młodej Stenki, który podtrzymują kolorowe magazyny i reklamy z jej udziałem.
Mroczne, mniej wyidealizowane oblicze Danuty Stenki możemy oglądać na deskach warszawskich teatrów. Ostatnio zagrała w głośnej "Orestei".
Sztuka, reżyserowana przez Maję Kleczewską, wymagała od niej ogromnego poświęcenia. Reżyserka wykorzystuje bowiem w pracy z aktorami kontrowersyjną metodę stosowaną w terapii psychiatrycznej. Polega ona na wykorzystywaniu osobistych doświadczeń aktora w kreowaniu roli. Nie każdy jest w stanie sprostać takim wymaganiom. Dwójka aktorów zrezygnowała nawet z gry w spektaklu. Stenka okazała się jednak niezwykle mocna psychicznie.
W "Orestei" musiała odnaleźć drzemiące w niej demony i zrewidować relacje łączące ją z najbliższymi w życiu prywatnym. Grana przez nią bohaterka kieruje się bowiem instynktami, nienawidzi swojego męża i nie potrafi obdarzyć miłością własnych dzieci.
To musiało być dla niej naprawdę trudne, bo Danuta Stenka nie wyobraża sobie życia bez swoich dwóch córek - Pauliny i Wiktorii. Rozmawia z nimi o wszystkim, i to właśnie te rozmowy kocha najbardziej. - Po spektaklach marzę, żeby oni jeszcze siedzieli na tarasie, kiedy przyjdę, i żebyśmy jeszcze pobyli ze sobą, pogadali. Fajny jest też czas rano, kiedy dziewczynki mają wolny dzień - opowiada Stenka w wywiadzie udzielonym "Gali". Jej rozmowy z córkami rozpoczynają się wtedy w... łazience.
- Przychodzą te moje "krasnoludki", obsiadają wannę, toaletę i rozprawiamy. Tata zdąży w tym czasie zrobić śniadanie, a my zaledwie umyć zęby. Najczęściej schodzimy w piżamach, a po śniadaniu dogrywka. Kiedy mam rano pracę, mówię: "Muszę już pędzić, chodźcie". Biegam między pokojem, łazienką i kuchnią, a dziewczyny za mną i pytlujemy - opowiada Danuta Stenka.
Aktorka przekroczyła ostatnio granicę 50 lat i choć w życiu osiągnęła dosłownie wszystko i dziś jest spełniona, pragnie jeszcze więcej. Ma jednak pełną świadomość tego, że im jest starsza, tym trudniej będzie jej zrealizować kolejne zawodowe cele.
- Widzę, że moja skorupa zaczyna mnie dyskwalifikować. To, że przybywa mi lat i zmarszczek, sprawia, że wypadam z gry. I tego mi żal. Bo dziś wiem i umiem znacznie więcej, niż kiedy miałam o 10, 20, 30 lat mniej - powiedziała aktorka w jednej z rozmów z "Galą".
Danuta Stenka twierdzi jednak, że dobrze jej z tym, i że pogodziła się z przemijaniem. Nie można jej nie wierzyć, patrząc, jak świetnie wygląda w serialu "Lekarze". A pomyśleć, że gdyby nie poszła za głosem intuicji, nigdy nie zobaczylibyśmy jej na ekranie.
Zanim została aktorką, pracowała bowiem jako nauczycielka w szkole na Mazurach. Podświadomie ciągnęło ją jednak do aktorstwa, dlatego wybrała Studium Aktorskie przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Po jego ukończeniu dostała trzy propozycje angażu.
- Trzy propozycje! Po naszej "przyzakładówce trzeciego stopnia"! To był jakiś cud! - wspomina Stenka. Mogła wybierać między teatrem w Szczecinie, Gdańsku, a nawet w Krakowie. To była dla niej niezwykle trudna decyzja. Jak twierdziła: miała ochotę schować się pod kołdrę i czekać aż "samo się wybierze".
Zdecydowała się na teatr w Szczecinie.
- Tak miało się stać. I jak widać, rozsądne sugestie doradców: "Nie idź tam! Nigdy się z tego kąta nie wydostaniesz!", nie musiały się spełnić. A na mojej drodze czas spędzony w Szczecinie, a później w Poznaniu, był niezwykle cenny. I niezbędny. Dziś coraz częściej świadomie nadstawiam wewnętrzne ucho na podszepty mojej intuicji - zdradza aktorka.
Źródło: dziennikbaltycki.pl/
