Spis treści
Wielka kariera Stanisława Tyma
Gwiazdor? Nie. Artysta. Przez duże A. To odpowiednie słowa, które opisują Stanisława Tyma. Przez wiele lat rozśmieszał Polaków, ale najczęściej był to śmiech przez łzy, bowiem Tym miał doskonałe pióro oraz zdolność obserwacji, która pozwalała mu trafnie diagnozować to, co aktualnie boli Polskę i Polaków. Wulkan chodzącej charyzmy. Ze smutkiem można stwierdzić, że wśród młodych aktorów, dzisiaj trudno znaleźć osobowości tej skali. Był niepodrabialny. I pomyśleć, że zamiast aktorem, mógł zostać chemikiem!

Początki kariery
Kazimierz Kutz, Janusz Morgenstern, Jerzy Skolimowski - to tylko część nazwisk kultowych twórców, u których swoje pierwsze aktorskie kroki na ekranie stawiał Stanisław Tym. Był początek lat 60. XX wieku, a młody Tym, który wcześniej był m.in. bramkarzem i szatniarzem w warszawskim klubie „Stodoła”, nawiązał współpracę ze Studenckim Teatrem Satyryków. I zaczęło się! Jego poczucie humoru oraz talent sprawiły, że szybko został zauważony przez filmowców, którzy zapragnęli mieć go przed kamerą. Nic dziwnego, bowiem każda z jego ról jest jakaś. Nie ma w nich ani grama nijakości.
„Rejs” i wybuch popularności
Był październik 1970 roku, gdy do kin trafił „Rejs” w reżyserii Marka Piwowskiego. Film, który do dzisiaj jest uważany za jedną z najlepszych polskich komedii, tak naprawdę jest gorzką satyrą na Polskę przełomu lat 60. i 70. XX wieku i pamiętne wydarzenia marcowe z 1968 roku. Cenzura robiła wszystko, żeby jak najmniej osób wiedziało o tym filmie. Ograniczano jego dystrybucję. Wszystko to jednak było na nic; chyba nie było wówczas Polaka, który nie słyszałby o „Rejsie”.
To właśnie „Rejs” sprawił, że Stanisław Tym stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorów. Jako rzekomy kaowiec był doskonały. Sam film dzisiaj jest uważany za kultowy, a krytyk filmowy Jerzy Płażewski pisał o nim następująco:
Śmieliśmy się, bo ta karykatura była taka podobna! Do nas. A także do niezgrabnie meandrującej barki o nazwie PRL.
Jako ciekawostkę można dodać, że Stanisław Tym w filmie... podaje swoją prawdziwą datę urodzenia! Wiele osób zapamiętało cytat:
Urodziłem się w Małkini w 1937 roku w lipcu. Znaczy, w połowie lipca. Właściwie w drugiej połowie lipca. Dokładnie 17 lipca.
Nieokrzesany Zenek z „Nie ma róży bez ognia”
Stanisław Tym ze Stanisławem Bareją miał okazję pracować już wcześniej, choćby przy okazji epizodu w „Poszukiwany, poszukiwana”, ale to Zenek z „Nie ma róży bez ognia” stał się kreacją, którą zapamiętało wielu. Wspaniałe było zestawienie inteligenta o wątłej posturze, pod postacią Jacka Fedorowicza, z wysokim, umięśnionym i wręcz prostackim w swojej roli Stanisławem Tymem. Oj, jak dobrze się patrzyło na ten duet!
Zenek w „Nie ma róży bez ognia” to był prosty chłop. Sprawy miały zostać wyjaśnione i załatwione. I już. W jaki sposób? To już mniej ważne. Była jednak też w tych bohaterze pewna dobroduszność, coś co sprawiało, że trudno było go nie lubić. A poniższy cytat zapamiętali chyba wszyscy!
To razem będzie 600... To takie rozliczenia między nami.
„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” i „Miś”
W kolejnych latach Stanisław Tym kontynuował współpracę ze Stanisławem Bareją. Pojawił się w filmie „Niespotykanie spokojny człowiek” i użyczył głosu w produkcji „Brunet wieczorową porą”, jednak widzowie najbardziej zapamiętali jego role z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” oraz oczywiście „Misia”.
W pierwszym z tych obrazów Tym zagrał Dudałę, czyli asystenta dyrektora Krzakoskiego. No cóż... czy ta kreacja była odzwierciedleniem wielu prlowskich karierowiczów, którzy dla władzy zrobią wszystko? Oczywiście, że tak. Jak ma się takich asystentów, to już nie trzeba mieć wrogów. Z drugiej strony, Krzakoski sam sobie był winny.
„Zmiany, zmiany, zmiany” - ten tekst do dzisiaj pozostaje aktualny!
Ryszard Ochódzki z „Misia” to podobny rodzaj cwaniaka i kombinatora. Postać wręcz idealnie wpisująca się w realia Polski Ludowej. Śmieszył, ale czy chcielibyśmy mieć w normalnym życiu coś wspólnego z panem prezesem klubu „Tęcza”? Nie sądzę. „Miś” to jednocześnie też kopalnie cytatów, które weszły nawet do mowy potocznej!
Co mogłem, to załatwiłem.
Jak byłem młody, to też byłem Murzynem i tak robiłem…
Nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych. Nie bądźmy peweksami.
Powrót Ochódzkiego
Ryszard Ochódzki stał się tak kultową postacią, że polskie kino musiało sięgnąć po niego ponownie. Po raz pierwszy w 1991 roku, gdy Sylwester Chęciński zrobił „Rozmowy kontrolowane”. Film zgoła inny niż „Miś”, ale również celnie punktujący rzeczywistość. Zrealizowany już po upadku komuny, obrazuje to, jak doszło do obalenia systemu, który jeszcze kilka lat wcześniej wydawał się nie do ruszenia. A końcowa scena wydaje się być szalenie symboliczna.
„Jeszcze nie zginąłem? To się odbuduje.” - mówił Ochódzki.
Tak udanym filmem niestety nie był już „Ryś”, który wyreżyserował sam Stanisław Tym. To był film, który powstał za późno. Nie było w nim ani lekkości, ani aktualności. Jedynie próby nieudanej publicystyki i humoru, który nie trafił już do nikogo. Wielu widzów ignoruje tę produkcję, zostawiając sobie w pamięci obraz Ryśka Ochódzkiego z poprzednich filmów.
Zobaczcie, jak prezentował się Stanisław Tym
Nie tylko prezes Ryszard Ochódzki! Za te role Polacy pokocha...
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl