"Kolejne 365 dni" [RECENZJA]. Baby girl znowu jest zagubiona. Godne zwieńczenie erotycznej trylogii Blanki Lipińskiej?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Karolina Grabowska / materiały prasowe Netflix
Od premiery filmu "365 dni: Ten dzień" minęły niespełna cztery miesiące, a Netflix już uraczył nas kontynuacją i być może ostatnią częścią miłosnej historii Laury Biel i Massimo Torricelliego. "Kolejne 365 dni" to godne zwieńczenie erotycznej trylogii Blanki Lipińskiej? Sprawdziliśmy.

"KOLEJNE 365 DNI" - RECENZJA

Pokomplikowało się. Jeżeli oglądaliście "365 dni: Ten dzień", to zapewne wiecie, co wydarzyło się w życiu głównych bohaterów; była strzelanina, były łzy, była śmierć, a do tego, co najgorsze, pojawił się ten drugi - szalenie przystojny Nacho (Simone Susinna), który co prawda jest gangsterem jak Massimo (Michele Morrone), jednak w odróżnieniu od narwańca, który dawniej lubował się w penetrowaniu stewardess na pokładzie swojego prywatnego odrzutowca, sprawia wrażenie dobrego chłopaka. Zakupy zrobi, podwiezie, dzień dobry powie na klatce schodowej - wręcz ideał.

Karolina Grabowska / materiały prasowe Netflix

Trzecią część erotycznej trylogii Blanki Lipińskiej otwiera sekwencja, którą Netflix już wcześniej udostępnił w sieci. Gangusy pochodzący z dwóch, zwaśnionych rodzin, dogadują się, że więcej nie będą sobie wchodzić w drogę. W końcu, gdy do siebie strzelają, to giną ludzie, zaczyna węszyć policja, trudno się robi biznesy w takich warunkach. Wszyscy są wtedy stratni. Tyle, że Nacho tak łatwo nie odpuści, bowiem w jego serduszku jest nie handel narkotykami, wymuszenia, haracze czy porwania dla okupu, ale ona - piękna Laura (Anna-Maria Sieklucka), z którą już wielokrotnie kochał się w swoich snach. Czy Polka także pragnie zmiany w swoim życiu? Baby girl znowu jest zagubiona.

Dobra, napiszę to wprost. "Kolejne 365 dni" to najlepsza część trylogii według powieści erotycznych pióra Blanki Lipińskiej. Podoba mi się to, jaki kierunek obrali reżyserujący produkcję Tomasz Mandes i Barbara Białowąs. To chyba najmniej efekciarska część cyklu, która w dodatku nie otwiera się niczym porno teledysk, jak swój poprzednik. Naturalnie, scen seksu nie brakuje, ale mam wrażenie, że tym razem są one bardziej pomysłowe oraz klimatyczne, chociaż mocno balansują na granicy pornografii, jak w sekwencji, gdy pierwsze skrzypce gra Justyna Gradek. Dodajmy też, że pewna senna fantazja Laury już wywołuje wśród fanów "365 dni" ogromne kontrowersje.

Zdecydowanie największym plusem "Kolejnych 365 dni" jest ograniczenie ekranowej obecności Michele Morrone. Nie wiedziałem Włocha w innych produkcjach, ale jako Massimo jest fatalny. Trudno zagrać bardziej karykaturalnie, dlatego cieszę się, że tym razem więcej do zagrania ma Anna-Maria Sieklucka, chociaż to, w jaki sposób napisano jej bohaterkę pozostawia wiele do życzenia. W najnowszym filmie Laurę obserwujemy w momencie przełomu; za chwilę będzie miała 30 lat, o straconej ciąży już dawno zapomniała, a jej dotychczasowy świat właściwie się zawalił i teraz musi zastanowić się, kim jest i przede wszystkim z kim chce być. Dobrze, że autorzy dali aktorce i jej bohaterce pewne pole do manewru. Widać, że Laura walczy sama ze sobą i najchętniej poddałaby się, czekając, aż inni podejmą decyzję za nią. No i w scenie spotkania z rodzicami jest bardzo prawdziwa. Zresztą, Ewa Kasprzyk i Dariusz Jakubowski wykonują wtedy kawał dobrej roboty.

Show, podobnie jak w pozostałych dwóch częściach, kradnie Magdalena Lamparska jako Olo, która jednak tym razem ma dużo więcej czasu na ekranie dla siebie. Jest w tej bohaterce charakter, a Lamparska świetnie bawi się postacią oraz jej słabostkami. I przede wszystkim wprowadza komizm do tej miejscami bardzo nadętej opowieści, która często zapomina się, że jest filmem rozrywkowym, a nie psychologicznym dramatem.

Czy warto obejrzeć "Kolejne 365 dni"? Nie ma sensu odpowiadać na to pytanie, bo fani powieści i tak odpalą przycisk Netflix na swoich pilotach. I to, że "Kolejne 365 dni" momentami bywają absurdalne, a innymi nużące oraz pełne dłużyzn, maskowanych popową muzyką, nie będzie im przeszkadzać. Przeszkadzać im za to będzie zakończenie, które już wywołuje spory i dyskusje, zmieszane z prośbami o interpretację. I za to wielki szacun dla twórców, bo nie wszystko trzeba mówić wprost. Czasem można uchylić furtkę i dać widzom trochę pomyśleć. Sami zamknijcie sobie tę historię. Chociaż... nie zdziwię się, jeżeli Laura, Massimo i Nacho powrócą, gdy nikt się tego nie będzie spodziewać.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski
[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 19 sierpnia 2022 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn