Marta Żmuda- Trzebiatowska zagrała w produkcji "Love, wedding, marriage" u boku samej... Jane Seymour! Jak do tego doszło?
- Myślę, że jestem dzieckiem szczęścia! Gdy myłam okna w moim mieszkaniu odebrałam telefon od agentki, która złożyła mi taką propozycję- wyjaśnia aktorka- Nie zrozumiałam dokładnie treści tej rozmowy, nie dotarło do mnie, że dostałam propozycję zagrania w hollywoodzkiej produkcji. Po prostu myślałam, że moja agentka coś przekręciła, źle zrozumiała. Minął jakiś czas, zdążyłam zapomnieć o całej sprawie, a propozycja została ponowiona. Odpowiedziałam wtedy, że to niemożliwe, bo ja mam premierę w teatrze. Usłyszałam, że taka okazja zdarza się tylko raz!
Co było dalej? Aktorka na szczęście nie musiała rezygnować z roli w teatrze; jeden z aktorów amerykańskiego filmu rozchorował się, zdjęcia próbne do filmu musiały odbyć się w innym terminie. Potem w podróży do Stanów Marcie przeszkodziła erupcja islandzkiego wulkanu. W końcu jednak dotarła na miejsce i nieźle namieszała na planie.
- Grana przeze mnie bohaterka pierwotnie miała być Rosjanką, udało mi się jednak przekonać producenta, żeby była Polką- opowiada Marta Żmuda- Trzebiatowska- Dziewczyna przyjeżdża do USA, choć zna tylko dwa słowa po angielsku: "dziękuję" i... "vodka". Moja bohaterka jednak działa bardzo szybko i wychodzi za mąż by zdobyć zieloną kartę.
Najprzyjemniejszą częścią pracy na planie było jednak spotkanie z Jane Seymour:
- To bardzo sympatyczna osoba- wspomina Marta Żmuda- Trzebiatowska- Jane ma zresztą polskie korzenie, jej dziadek był Polakiem. Musiałam jednak wyznać gwieździe już na pierwszym spotkaniu, że kiedy byłam małą dziewczynką, w niedzielę zawsze oglądałam serial "Doktor Quinn".
Czytaj także:
TOPolka 2009: Wyróżnienie dla Żmudy-Trzebiatowskiej!
Król i Żmuda-Trzebiatowska, jednak razem!?
Gdzie jest Marta Żmuda-Trzebiatowska!?
