Joanna Bartel pogrążona w smutku
Joanna Bartel to ceniona polska aktorka i artystka kabaretowa, która jakiś czas temu porzuciła ukochany Śląsk i zamieszkała na wyspie Wolin. Gwiazda serialu "Święta wojna" w rozmowie z Plejadą opowiedziała o trudnych momentach w życiu. Artystka była o krok od depresji.
Zimą byłam na skraju depresji. Na wyspie Wolin, gdzie teraz mieszkam, nigdy wcześniej nie było tyle śniegu. A mnie zasypało do parapetów. Poza tym miałam letnie opony, więc nigdzie nie mogłam się ruszyć. Na szczęście, sąsiedzi wykopali mi wąską dróżkę, chodziłam do nich i zabierali mnie na zakupy, żebym z głodu nie umarła. Jedyne towarzystwo, jakie miałam, to dziki kot, który bardzo mnie pokochał. I tak naprawdę to głównie dzięki niemu nie wpadłam w depresję. Co rano musiałam znaleźć siłę, by wstać z łóżka i go nakarmić. A on głaskał mnie łapką po twarzy i wszędzie za mną chodził. Byłam pogrążona w smutku, a on dawał mi choć namiastkę radości - powiedziała Joanna Bartel w rozmowie z "Plejadą".
68-letnia gwiazda stara się być optymistką, ale zdarza się, że nachodzą ją czarne myśli.
Zastanawiam się, po co w ogóle żyję - wyznała smutno. Wydaje mi się, że wszystko, co miałam zrobić, już zrobiłam i nic tu po mnie. A dodatkowo cierpię na cukrzycę. To trudna choroba. Wielu rzeczy nie mogę jeść, muszę pamiętać o podawaniu sobie insuliny. Gdyby nie ten kot i seriale na Netflixie, to chyba bym się załamała. Na szczęście, robi się coraz cieplej, jezioro, które mam obok się nagrzewa i będę mogła w nim pływać. Poza tym dziś zauważyłam, że schudłam półtora kilo. No więc mam coraz więcej powodów do radości - dodała Bartel.
Joanna Bartel od roku nie pracuje, ale nie myśli o przejściu na emeryturę. Na razie poświęca się swoim pasjom: szyciu i malowaniu.
