"WITAMY U HARTMANNÓW" - PREMIERA W CZWARTEK, 26 KWIETNIA, O GODZINIE 20:10 NA ANTENIE HBO
Nie sądziłem, że ten film aż tak mnie zachwyci, a kupił mnie do tego stopnia, że wiele dałbym za kolejny seans. Film Simona Verhoevena, specjalisty od niemieckiej komedii, to satyra na współczesne Niemcy, które są pogubione, toną w poprawności politycznej, a zdrowy rozsądek przestał mieć większe znaczenie. Wyobraźmy sobie, co się dzieje, gdy typowa, zamożna i teoretycznie postępowa monachijska rodzina, przyjmuje do siebie uchodźcę... I zaczyna się cyrk! Dosłownie.

W "Witamy u Hartmannów" po równo dostaje się chyba każdemu, jest pstryczek w prawicę, jak i lewicę. Do tej pory w polskich mediach o tym filmie pisano per "promujący przyjmowanie uchodźców", ale trzeba być szalenie krótkowzrocznym, aby wyciągnąć z filmu Verhoevena wyłącznie taki wniosek. Owszem, reżyser wprost mówi, że popiera pomoc azylantom, ale jednocześnie dodaje, że Niemcy podeszli do tego procesu zbyt optymistycznie, nie dostrzegając wielu niebezpieczeństw i zagrożeń. I to wszystko w filmie się pojawia.
Nie zapominajmy jednak, że "Witamy u Hartmannów" to też, a może przede wszystkim, film o rodzinie w kryzysie. Ojciec ładuje botoks w mordę i nie może pogodzić się ze swoim wiekiem, matka ma podobnie, ale odreagowuje "adopcją" uchodźcy, który staje się jej nowym domowym zwierzaczkiem, syn zbyt dużo pracuje i nie ma czasu dla swojej latorości, nagrywającej w szkole gangsta rapowy teledysk z wynajętymi prostytutkami, a córka nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu i mimo przekroczonej trzydziestki, zmienia kolejne kierunki studiów równie często co facetów. Już sama ta zbieranina robi robotę, jest pełna uroku i ogląda się to naprawdę dobrze. No i to też szalenie prawdziwy wycinek z życia.
Senta Berger i Heiner Lauterbach kradną ten film dla siebie. Elyas M'Barek nie ma zbyt dużo do grania, ale on raczej miał przyciągnąć młodzieżową publiczność do kin, zresztą podobnie jak Palina Rojinski, na którą się chociaż doskonale patrzy. I mimo, że wątek romantyczny tej dwójki to zdecydowanie najsłabsza część filmu, to cała reszta jest tak dobra, że można przymknąć na to oko. To zwyczajnie dobrze napisany scenariusz jest; precyzyjny, przepełnionymi mocnymi i celnymi dialogami, a przy żarcie z mini meczetem znowu niemal udławiłem się ze śmiechu.
Teraz powiem coś niepopularnego, ale Niemcy potrafią w komedię, serio. Szczególnie taką, w której mogą przeglądać się jak w lustrze. Nie dziwię się, że w 2016 roku prawie 4 miliony Niemców obejrzało "Witamy u Hartmannów" w kinie. Dobra komedia, po prostu.
Ocena: 7/10
