Kochać czy nienawidzić

Polska 2008

W latach 1947-1953 do Australii przybyło około 65 tysięcy polskich emigrantów. Byli to głównie żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, którzy zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec.

Reżyseria:Jerzy Domaradzki

Czas trwania:46 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Kochać czy nienawidzić w telewizji

  • Jerzy Domaradzki

    Scenariusz

  • Jerzy Domaradzki

    Reżyseria

  • Jerzy Domaradzki

    Autor

Opis programu

W latach 1947 - 1952 do Australii przybyło ok. 65 tys. polskich emigrantów - byłych żołnierzy, którzy walczyli na różnych frontach: tych z II Korpusu gen. Andersa spod Monte Cassino, z I Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego spod Arnhem, I Dywizji Pancernej gen. Maczka walczącej w Holandii, lotnicy RAF - u ze słynnych Dywizjonów 301 i 303 uczestniczący w bitwie o Anglię, żołnierze Samodzielnej Brygady Karpackiej i Brygady Strzelców Karpackich, którzy wsławili się pod Tobrukiem, żołnierzy AK, a także zesłańców syberyjskich i robotników przymusowych wywiezionych do Niemiec. Koniec wojny zastał ich na zachodzie Europy. Chcieli wracać do Polski, ale z kraju, za którym bardzo tęsknili, dochodziły niepokojące wieści o poczynaniach nowej, komunistycznej władzy, traktującej przybyszy z Zachodu jak szpiegów i wrogów. Nawet najbliżsi odradzali zdemobilizowanym żołnierzom powrót do kraju, choć wiedzieli, że może to oznaczać, iż więcej ich już nie zobaczą. Tysiące młodych mężczyzn, niedawnych bohaterów i wyzwolicieli, musiało więc poszukać sobie nowej ojczyzny, zwłaszcza że rząd polski odebrał im obywatelstwo. Wielka Brytania i Francja nie były w stanie wszystkich wchłonąć, Stany Zjednoczone stawiały emigrantom wysokie wymagania dotyczące wykształcenia, zawodu, znajomości języka, których ci często jeszcze bardzo młodzi ludzie nie byli w stanie spełnić. Kanada żądała zaproszeń. Pozostawała Australia kusząca ogłoszeniami, że potrzebuje rąk do pracy przy budowie zapór, kolei, dróg. Tym sposobem tysiące Polaków trafiły na antypody. Australia, o której właściwie nic nie wiedzieli, okazała się piękna, egzotyczna, ale też dała im ostrą szkołę życia. Emigrantów wysłano do obozów na Tasmanii, gdzie w prymitywnych warunkach, w surowym klimacie, harując po 10 i więcej godzin dziennie, musieli odpracować przynajmniej dwa lata, żeby móc ubiegać się o prawo stałego pobytu. Ciężkie warunki i osamotnienie z dala od domu silnie integrowało przybyłych tam Polaków. Te mocne więzi i zawarte wówczas przyjaźnie przetrwały także później, gdy z nowymi dokumentami mogli już osiedlać się w dowolnym miejscu, zakładać rodziny, budować domy. Z tamtych czasów przetrwały tam do dziś zwarte skupiska polonijne kultywujące ojczyste tradycje, język, zwyczaje. Zresztą polscy emigranci - jak sami opowiadają przed kamerą, wspominając swe australijskie początki - długo nie mogli się oswoić z nowym miejscem, żyli na walizkach, z myślą o powrocie. Dopiero po 1953 r. uświadomili sobie, że czas wreszcie zapuścić w Australii korzenie. Mimo to dla sędziwych już dziś kombatantów ich ojczyzną pozostaje Polska, a Australia jest tylko "wygodnym miejscem pobytu", które nie wiadomo - kochać czy nienawidzić. Bo przecież przygarnęła tułaczy, ale drugą Polską stać się nie może. Znacznie lepiej odnajduje się na antypodach drugie i trzecie pokolenie Polaków, nieobciążone doświadczeniami historycznymi, dużo lepiej wykształcone, w pełni zintegrowane. Co nie znaczy, że ci młodsi zapomnieli o kraju ojców. Obecnie do polskich korzeni przyznaje się ponad 130 tys. obywateli australijskich.