W "Must be the Music" mogą występować amatorzy, ale wydawałoby się, że powinni zostać profesjonalnie ocenieni. Czasem jednak jury dawało laurki jakby dla zabawy albo pocieszenia uczestników rywalizacji.
CZYTAJ TAKŻE:
ILE ZARABIAJĄ W MUST BE THE MUSIC - TYLKO MUZYKA?
MUST BE THE MUSIC... I MUZYKĄ MOŻNA ZABIĆ
Nie bardzo wiadomo jakim cudem przeszły dalej Małgosia i Jowita z okolic Olsztyna... Było kiepsko, ale Sztaba i Kora dali tak! Miały szansę w dogrywce i będą śpiewać dalej. Jacek Dymek, gimnazjalny nauczyciel WF-u i były strongman, robił wrażenie tylko mięśniami, jednak spodobał się Zapendowskiej i Sztabie, dlatego dostał kolejną szansę. I wykorzystał ją.
Szymon w czerwonym kapeluszu z Tomaszowa zaśpiewał... "Cichą wodę...". - To było tak nieczyste, że można było zwymiotować - rzuciła Kora. Męska część jury dała mu jednak szansę i zaśpiewał jeszcze raz. Nie zobaczymy go więcej w tym programie...
Bywało jednak także nieźle, a nawet dobrze. Bruk Braders, czyli przedstawiciele tzw. beatboxu - imitowania instrumentów za pomocą ust. Ich występ oceniono jednogłośnie na tak. Nicole Pustała z mamą Marleną zostały ocenione podobnie.
Członkowie Free X Family na oko szpetni, ale wiedzą, co robią. Po wykonani "Jak się masz" jury zszokowane. - Mój mózg został zgwałcony - ocenił Łozo. Wszyscy dali tak, podobnie jak małej Oli Zygmunt śpiewającej piosenkę ludową.
Spotkamy się także z Wiolettą Marcinkiewicz z Krynicy Górskiej. Jednogłośne tak, ale Zapendowska przyznała: - Słuchaj, ty to jesteś dziwoląg. Śpiewasz i kompletnie nie wiesz, o czym, ale fajna jesteś...
To skrajności, a między nimi było lepiej albo gorzej...
CZYTAJ TAKŻE:
PIERWSZY ODCINEK THE VOICE ZA NAMI
ENEJ WYGRAŁ MUST BE THE MUSIC
