Socha: nie dostałam nic za darmo

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
"Niczego od życia nie dostałam za darmo. Sama musiałam na wszystko zapracować" - mówi w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej Małgorzata Socha.

CZYTAJ TAKŻE:
MAŁGORZATA SOCHA MIAŁA WYPADEK [WIDEO]
SOCHA: WSTYDZIŁAM SIĘ PRZYZNAĆ, ŻE JESTEM AKTORKĄ

Jest Pani uznawana za jedną z najlepiej ubranych Polek. Ja zapytam przewrotnie: sparzyła się Pani kiedyś na modzie?
- Sparzyłam się chyba na złych doradcach. Śledzenie wszystkich trendów i bycie na bieżąco z modą jest wielką sztuką. Ze stylem jest tak jak z kobiecością. Z wiekiem stajemy się coraz bardziej świadome siebie, swoich atutów. I uczymy się tego, w czym wyglądamy dobrze, a w czym zdecydowanie gorzej. Własny styl to kwestia pracy i umiejętności nabywanych latami. W dzisiejszych czasach jest tak, że strój nas określa, dużo mówi o danej osobie. Sama, kiedy myślę o postaci, którą mam zagrać, często zastanawiam się nad tym, jak się ubiera. Bo rzutuje to potem na to, jak się zachowuje....

Od razu na myśl przychodzi Violetta Kubasińska z "BrzydUli". Co Pani czuła, gdy kreowana przez Panią postać przebiła popularnością główną bohaterkę serialu?
- Postać Violetty była przede wszystkim dobrze napisana przez scenarzystów. Ludzie lubią osoby, które nie są doskonałe. Takie, w których widzą siebie. Violka miała dobre i złe cechy. Próbowała stać się lepszą osobą, ale wiadomo, jak to jest, że "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" (śmiech). W jej przypadku wszystko, co zakładała, wychodziło jej na odwrót.

No i jeszcze te słynne powiedzonka, jak "dasz wiarę", które weszły do słownika języka potocznego.
- Tak, one potrafiły też przełamywać lody (śmiech). Violetta przekręcała przysłowia w zależności od sytuacji. Ale jednocześnie była prawdziwa we wszystkim, co robiła. Jak kochała, to kochała, a jak nienawidziła, to na całego. To potęgowało cały efekt komediowy, co widzowie docenili.

CZYTAJ TAKŻE:
MAŁGORZATA SOCHA I MARCIN PROKOP NAJPIĘKNIEJSI
SOCHA NAJLEPIEJ UBRANĄ GWIAZDĄ. ZOBACZ PIERWSZĄ DZIESIĄTKĘ [ZDJĘCIA]

Pani zdaniem bycie sobą jest receptą, by osiągnąć sukces?
- Zależy od tego, kim się jest. Ja jestem aktorką, więc gram różne role. I mam nadzieję, że nie jestem w nich Małgorzatą Sochą (śmiech). Sobą pozostaję w życiu codziennym. Nie zmieniłam ani nie zdystansowałam się od ludzi, których wcześniej znałam. Wydaje mi się, że taka przysłowiowa "palma", która może czasami odbić człowiekowi, mnie od dawna nie grozi. Także z tego względu, że niczego od życia nie dostałam za darmo. Sama musiałam na wszystko zapracować. Doceniam każdą pracę, jaką dostaję, każde przejawy sympatii od widzów... Ale też wiem, że za tym kryje się moja ciężka praca. Jeżeli coś przychodzi za wcześnie, gdy nie jesteśmy na to przygotowani, wtedy "syndrom palmy" może się pojawić. A jak na coś pracuje się latami, to raczej ma się zdrowo poukładane w głowie.

I jest ten twardy kręgosłup moralny.
- Dokładnie! W moim rodzinnym domu była kindersztuba. Mój ojciec jest byłym wojskowym, więc zawsze byłam krótko trzymana. I taki dryl wojskowy nadal mam w sobie...

Zdarza się Pani ustawiać najbliższe otoczenie?
- Faktycznie, mam czasami w sobie takiego "kierownika". Bywa, że na zdjęciach do jakiejś produkcji śmieją się ze mnie, że w zasadzie mogliby zaoszczędzić na stanowisku kierownika planu, bo jest Socha wykrzykująca "Uwaga, cisza na planie" albo "Czy wszyscy gotowi?". Zdarza się nawet, że za reżysera wydaję komendę "akcja" (śmiech).

CZYTAJ TAKŻE:
SOCHA GOTOWA PRZYTYĆ DLA ROLI
SOCHA PRZYZNAJE, ŻE LUBI WYROBY ZE SKÓRY. CO NA TO KRUPA?

A jak ojciec wojskowy przyjął informację, że jego córka będzie aktorką?
- Moi rodzice cały czas nie wierzyli, że dostanę się do szkoły teatralnej. I wyglądało to trochę tak, jakbym robiła im na przekór, na zasadzie "Ja wam pokażę, że dam radę". Może dzięki temu, że nie byłam głaskana po głowie, miałam w sobie siłę, żeby pracować. Robić coś dalej, pomimo wielu niepowodzeń. Bo tak naprawdę w moim życiu zawodowym miałam więcej porażek niż sukcesów. Ale z każdej porażki starałam się wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Kiedy stwierdziła Pani, że od teraz będzie już lepiej?
- Mam wrażenie, że gdy zaczęłam grać w serialu "Na Wspólnej". Rola Zuzy miała być tylko epizodem i po pół roku grania miałam "zakończyć" moją psychodeliczną postać. Jednak i scenarzystom spodobało się to, co zaproponowałam, co spowodowało, że zaczęli rozpisywać moją rolę. Po kilku latach wiem, że dobrze mieć taki swój stały adres: "Na Wspólnej". Czasem emigruję z tej "Wspólnej" na duży ekran lub do innych serialowych produkcji, ale to pozwala zachować mi taką świeżość.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn