Katarzyna Dowbor już ponad 200 razy wypowiedziała magiczne słowa "Wyremontujemy wasz dom". Dziennikarka od niemal ośmiu lat podróżuje po całej Polsce z ekipą budowlaną, niosąc pomoc i perspektywy na nowe życie. -Szukamy rodzin, które są w tragicznej sytuacji, które szczególnie potrzebują pomocy, bo w ich domach czy mieszkaniach po prostu nie da się funkcjonować, a nawet przebywanie w nich zagraża życiu. - tłumaczyła w rozmowie z Anitą Czupryn.
Skandaliczne zachowanie sąsiadki bohaterów programu "Nasz nowy dom"
Trudnych momentów podczas realizacji "Naszego nowego domu" nie brakuje. Dziennikarka uwielbia swoją pracę, choć nieraz na własnej skórze przekonała się czym jest ludzka zawiść. O jednym z przykrych incydentów opowiedziała w rozmowie z serwisem Pomponik.
Pani wybiegła z mieszkania i mówi do mnie: "Pani Kasiu, co pani robi?". Ja odpowiadam, że remontujemy dom, a ona: "Ale komu, tej...". Tak popatrzyłam na tę panią i mówię do niej, że tak nie można. "Jest pani wierząca?" - zapytałam. Ta odparła, że tak. Powiedziałam jej: "I tam pan Bóg wszystkiego słucha i nie będzie pani wybaczone". I ta pani spojrzała na mnie, weszła do mieszkania i zatrzasnęła drzwi - wspomina Dowbor w rozmowie z "Pomponikiem".
Zazdrość o to, że ktoś dostał szansę na lepsze życie prowadziła nawet do sąsiedzkich donosów. Dowbor w rozmowie z Anitą Czupryn z "Polska The Times" zauważa, że najtrudniej pracuje jej się w dużych miastach. Najbliżej ze sobą żyją ludzie w małych wsiach.
Najtrudniej pracuje się nam w Warszawie, w Łodzi; generalnie w miastach. Szczerze powiem, że najmniej życzliwości doświadczyliśmy w Warszawie. Tu jest pośpiech, niezauważanie sąsiada, brak życzliwości. Kiedy remontujemy komuś mieszkanie w bloku, zawsze wywieszamy kartkę, że przepraszamy za utrudnienia, ale to tylko 5 dni. Raz mieliśmy sytuację, która mocno mnie zasmuciła. Poprosiliśmy panią, aby chwilę poczekała z wyjściem z klatki schodowej, bo akurat coś nagrywaliśmy. Usłyszeliśmy, że ona sobie nie życzy, bo ona tu mieszka i musi akurat w tej sekundzie wejść. Trudno; przerwaliśmy ujęcie, żeby przeszła, ale dla nas to problem, bo od nowa trzeba było ustawiać światło, kadr. W dużych miastach jest więc pośpiech, nikt na nikogo nie zwraca uwagi. Zupełnie inaczej jest w małych miejscowościach. Tam doświadczamy życzliwości - wyznała.
