W sobotę 21 października media obiegła smutna wieść o śmierci Wojciecha Kordy, założyciela zespołu Niebiesko-Czarni w wieku 79 lat. Pierwszy o odejściu artysty informował jego przyjaciel, Adam Siwiński. Muzyk w ostatnich latach życia był przykuty do łóżka, a media donosiły o przejściu nawet sześciu udarów mózgu. Pieniądze na leczenie zbierała m.in. Polska Fundacja Muzyczna.
Życie prywatne artysty w pewnym momencie stało się skomplikowane. 1 stycznia 1991 r. uczestniczył wraz z ówczesną żoną Adą Rusowicz w wypadku samochodowym, który przeżył tylko on. Małżeństwo miało dwójkę dzieci - Annę i Bartłomieja. Anna Rusowicz, dziś także uznana wokalistka, nie kryła w wywiadach żalu do ojca, który ponownie się ożenił i, jak mu zarzucała, „wybrał” jej brata, ją samą odtrącając.
Drugą żoną muzyka została Aldona Kędziora-Korda. Ślub wzięli w 1993 roku, a Korda zakończył działalność muzyczną w 2015 roku, kiedy dostał pierwszego udaru. Później przeszedł jeszcze pięć - według medialnych doniesień był w efekcie sparaliżowany, przykuty do łóżka i podłączony do respiratora, miało mu także dokuczać sztywnienie kończyn. Ulgę w cierpieniu do jego ostatnich chwil niosła mu właśnie druga żona.
Wielką bohaterką w walce o zdrowie Wojciecha jest jego żona. Gdyby nie ona, żegnalibyśmy go kilka lat temu. Teraz jesteśmy z nią - przytacza serwis Plotek słowa, jakie w rozmowie Faktem powiedział Tomasz Kopeć, prezes Polskiej Fundacji Muzycznej, która pomagała Kordzie.
Sprawdź program tv na stronie Telemagazyn.pl
