"Bezprawie". Kowboje walczą o swą godność [RECENZJA]

NASZA OCENA: 7/10

Preria jest bezkresna, od lat wędrują po niej grupki kowbojów i wypasają stada bydła. Podobnie czynią Boss i jego ludzie. Ranczer z okolic miasteczka Harmonville, bogaty Denton Baxter, nie znosi jednak takich wagabundów, uważając, że prerie dookoła miasteczka należą do niego. Ludzie skorumpowanego szeryfa pracującego dla Baxtera aresztują jednego z ludzi Bossa, Mose’a, przy okazji fundując mu kilka sińców. Wkrótce potem ciężko ranny zostaje kolejny kowboj, Button. Boss i jego prawa ręka Charley, były żołnierz wojny secesyjnej, wypowiadają wojnę szeryfowi i Baxterowi.

Wyreżyserowane przez Kevina Costnera „Bezprawie” to klasyczny western – są kowboje, pojedynki, zły szeryf, miasteczko na prerii, przybysze znikąd, zaprowadzanie porządku – w który wpleciono wątek polityczno-społeczny. Film, choć kostiumowy, jest bowiem dość wyraźną krytyką koalicji rządzących i bogatych, skierowaną przeciw zwykłemu obywatelowi. Costner oparł scenariusz na powieści Laurana Paine’a, którymi zaczytywał się w młodości (konkretnie pierwowzorem było „The Open Range Man”), autora ponad… 1000 książek, z których sporą część stanowiły właśnie romantyczne westerny (w „Bezprawiu” też jest wyeksponowany wątek miłosny). Reżyser, a zarazem odtwórca roli Charleya, zadbał o realizm na planie – profesjonalni kowboje spędzili na plan ponad 200 sztuk bydła i pomagali „kierować” stadem, na planie był też obecny indiański doradca (zdjęcia powstawały w indiańskim rezerwacie w prowincji Alberta w Kanadzie). Powstał surowy, bardzo wiernie oddający realia epoki i tajniki pracy kowbojów, obraz zaliczany do typu westernu rozrachunkowego. Można narzekać, że fabuła jest prosta i w zasadzie dość łatwo przewidywalna, ale wiele nadrabia tutaj klimat i bardzo dobrze grająca obsada, w której obok wspomnianego Costnera pojawili się Robert Duvall, Michael Gambon, Annette Bening, Diego Luna czy James Russo.

Beata Cielecka