NASZA OCENA: 7/10
Gliniarzem jest młody idealista o swojsko brzmiącym nazwisku Max Lewinsky, a jego obsesją nieuchwytny przestępca Jacob Sternwood. Max już omal nie dopadł raz kryminalisty, ale skończył z przestrzelonym kolanem i depresją. Po kilku latach widzimy go wciąż rozpamiętującego nieudaną akcję. Ale oto syn Jacoba wpada w kłopoty, biorąc udział w skoku, który nie poszedł tak, jak planowano, a jego ojciec, który do tej pory ukrywał się na Islandii, wyrusza, by go ratować – to idealna szansa dla Maxa, by wyrównać rachunki…
„Czas zapłaty” mimo ciekawych nazwisk w obsadzie nie oferuje nam wiele oryginalnych rozwiązań – wszystko to już oglądaliśmy nie raz w różnych podobnych konfiguracjach (jak można się spodziewać, Max szybko się zorientuje, że to nie Jacob jest tym złem wcielonym), choć trzeba przyznać, że historia została ciekawie opowiedziana, a kino, które oglądamy jest bardzo klimatyczne. W dodatku to kino brytyjskie w całym tego słowa znaczeniu, bo z naleciałościami filmów Guya Ritchie’ego (nic dziwnego – Eran Creevy pracował chociażby przy „Przekładańcu” reżyserowanym przez Matthew Vaughna, protegowanego Ritchie’ego). Aktorzy, a przynajmniej James McAvoy, zostali dosyć zaskakująco obsadzeni, choćby Max grany przez wspomnianego McAvoya, który wydaje się być trochę z innej bajki. Za to Mark Strong w roli Jacoba, hipnotyzujący! W dosyć oryginalny sposób musiano (budżet nie był zbyt wysoki) wykorzystać plenery – ekranowy Londyn pokazywany jest głównie nocą i opustoszały, co czyni go dosyć uniwersalnym miastem zła.
Beata Cielecka
"Czas zapłaty" w tv - sprawdź datę emisji.
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
